Pięć dni, trzy trasy, mnóstwo wrażeń i jeszcze więcej zjedzonych owoców morza. Tak w skrócie mogłabym podsumować swój pobyt w Chorwacji. Jak wiecie, nigdy w swoim blogowym życiu nie chodzę na skróty. Dlatego krok po kroku, a właściwie koło po kole - bo to przede wszystkim właśnie na dwóch kółkach zwiedzałam zakątki Istrii - podzielę się z Wami pełną soczystych opisów oraz wartkiej akcji, niczym z "Gry o Tron", relacją z tego wyjazdu. No dobra, może u mnie trup nie będzie ścielił się tak gęsto, jak w serialowym hicie, ale postaram się równie mocno budować napięcie. A że właśnie w Chorwacji nagrywano bardzo dużo scen do tego serialu, to porównanie bynajmniej nie jest przypadkowe. Czy warto się tu wybrać na rower i dlaczego tak? Czytajcie, a odpowiedź znajdziecie...
Dobra, na początek chwila z globusem, a właściwie może prościej będzie z Google Maps. Istria to półwysep na północy Chorwacji. Dlaczego warto ten fakt odnotować? Ano dlatego, że można oczywiście dolecieć tu samolotem np. na lotnisko w Rijece, ale równie dobrze można opędzić ten dystans autem za jednym zamachem, zabierając własne rowery na bagażnik. Tym samym nie będziecie musieli walczyć z ich pakowaniem, licząc przy tym na litość pana lotniskowego, wrzucającego je do luku bagażowego. Ewentualnie, jeśli dopuszczacie chwilowe zdrady sprzętowe, to nic nie stoi na przeszkodzie, by wypożyczyć rowery na miejscu. Ja wybrałam właśnie bramkę numer trzy. Transport ogarnięty, rowery też, to jeszcze słowo o noclegu. Ja akurat stacjonowałam przez cały pobyt w nadmorskim kurorcie Poreč. Jest to bardzo dobra baza wypadowa na wszystkie trasy, na których miałam okazję pokręcić, właściwie na każdą z nich można dojechać w ciągu godziny. I jak to w nadmorskich kurortach, baza hotelowa też bogata, więc powinniście spokojnie znaleźć coś dla siebie.
Parenzana - ale o co cho?
I to jest bardzo dobre pytanie. 😉 Tak do końca nie wiadomo, o co cho z tą nazwą, ale jedno wiadomo na pewno. To nie jest błąd i trasa nie nazywa się "Parmezaną", mimo że wiedzie do stolicy parmezanu, czyli Włoch. Dobra, zachowajmy trochę powagi i szacunku do tej traski, bo faktycznie historię ma imponującą. Otóż jest ona poprowadzona w śladzie dawnego szlaku kolejki wąskotorowej z miasta Poreč do Triestu. Przebiega przez Chorwację, Słowenię oraz Włochy i liczy ponad 120 km. Kolejka kursowała tutaj od początku XX wieku do lat 30., dlatego mijane na trasie wiekowe wiadukty, tunele i mosty robią ogromne wrażenie, a jeśli się dobrze wsłuchać, to można nawet usłyszeć łoskot kół na torach. Dobra, może to jednak ten upał lejący się z nieba wszedł mi za mocno i narobił bałaganu na strychu. Nie zmienia to faktu, że trasa ma swój wyjątkowy klimacik, podobnie jak mijane po drodze miejscowości, których historia często sięga czasów starożytnych. Więcej o całej trasie możecie przeczytać na stronie internetowej Parenzany - Link.
Dawny dworzec i wiadukt - szlak rowerowy Parenzana, Chorwacja - 23 czerwca 2022
Przebieg przejazdu
Wprawdzie nie było mi dane zrobić całego szlaku, ale według licznych źródeł dostępnych w czeluściach internetu, miałam przyjemność przejechać się tą najbardziej malowniczą jego częścią. Start naszego przejazdu zaplanowany był w miejscowości Grožnjan. I specjalnie używam liczby mnogiej, bo przez cały mój pobyt w Chorwacji towarzyszyli mi Jacek, vloger i podróżnik znany pod nazwą swojego kanału skionline.pl oraz nasz lokalny przewodnik Petar. Zanim nasza wspaniała trójka Drombo ruszyła na szlak, zrobiliśmy sobie jeszcze krótki spacer właśnie po Grožnjan, miasteczku słynącym głównie ze sztuki, w tym licznych galerii i szkół artystycznych. I choć przyjechałam tu głównie po to, by zbierać wrażenia rowerowe, to bardzo szybko stwierdziłam, że przechadzki po uliczkach mijanych miasteczek są bez wątpienia nieodzownym elementem każdej trasy. I to jest też dobry moment, by sobie jedną rzecz na wejściu wyjaśnić. W trakcie tego wyjazdu uskuteczniałam bardzo specyficzną formę kolarstwa, czyli tzw. kolarstwo vlogowo-blogowe. Przejeżdżaliśmy stosunkowo krótkie dystanse, ale za to wyciskaliśmy z przejechanych kilometrów ile się dało, by jak najlepiej o nich opowiedzieć. Można by to porównać do picia wina - zamiast do oporu, sączysz porcje degustacyjne, by wszystkimi kubkami smakowymi rozpoznać pełen bukiet. Powiedzmy, że faza ze spluwaczką nie ma tutaj zastosowania. 😉
Grožnjan, Chorwacja - 23 czerwca 2022
No dobra, w końcu wybiła godzina zero, czyli przejazd Parenzaną - czas start! Jeszcze szybkie uzupełnienie bidonów w dostępnym kraniku tuż przed Starym Miastem (w Chorwacji woda w takich publicznych poidełkach jest zdatna do picia) i możemy ruszać. Trasa w Grožnjan zaczyna się od tunelu, który, podobnie jak wszystkie tunele na szlaku, wyposażony jest w automatyczne czujki świetlne. Wjechaliśmy do środka, ale ku naszemu zaskoczeniu nic się nie zapaliło. Kurde, już chyba wiem, co miał na myśli autor jakże powszechnego związku frazeologicznego "ciemno tu jak w d...". Przez moment miałam wrażenie, że dojechaliśmy już do okrężnicy, na szczęście Petar włączył lampki przy swoim rowerze i mogliśmy bez obaw kontynuować jazdę. Cała sytuacja mocno mnie rozbawiła i zdałam sobie sprawę, że będzie to na pewno niezła przygoda. Okazało się jednak, że był to wyjątek od reguły i w pozostałych tunelach czujki działały bez zarzutu. Swoją drogą jest to super patent.
Po pierwszych kilometrach pojawiły się też pierwsze przemyślenia. Po pierwsze trasa jest bardzo dobrze oznakowana i ciężko się tu zgubić. Oprócz typowych tablic informacyjnych, spotkacie też po drodze betonowe słupki z informacją, na którym kilometrze szlaku się znajdujecie. Najlepszym wyborem sprzętowym będzie rower MTB. Wprawdzie na dużych fragmentach trasa jest dobrze utwardzona, ale zdarzały się też odcinki z luźnymi, dość ostrymi kamieniami. Oczywiście trafiały się osoby na trekkingach, graveli raczej nie spotkaliśmy. Natomiast wybranie się tu na cienkich oponach byłoby raczej formą samookaleczenia. Jeśli macie zatem za co odpokutować - proszę bardzo, w przeciwnym razie polecam szerszy bieżnik.
Završje, Chorwacja - 23 czerwca 2022
Po przejechaniu około 10 km czas na krótki przystanek i uzupełnienie zapasów wody w miejscowości Završje. Malutkie miasteczko liczące przed II wojną światową około 400 mieszkańców, dziś zamieszkane jest przez jedynie 20 osób. Nie wiem czy kiedykolwiek będę jeszcze mogła powiedzieć, że poznałam połowę społeczności w jakimś mieście. A o Završje to i owszem. Bo akurat z dziesięciu chłopa siedziało przy stoliku obok kościoła i właśnie tych dżentelmenów poprosiliśmy o uzupełnienie bidonów. Zanim jednak udaliśmy się w dalszą drogę, zrobiliśmy sobie jeszcze szybki spacer po miasteczku. Faktycznie opuszczone budynki oraz ruiny zamku sprawiają wrażenie, że czas dawno się w tym miejscu zatrzymał. Ma to swój specyficzny, nieco nostalgiczny urok. Nic dziwnego, że właśnie tę lokalizację wybrano do nagrania scen do jednego z filmów o Robin Hood’zie w 2017 roku.
Kolejnym punktem naszej wycieczki było położone na stromym wzgórzu miasteczko Motovun, pełniące w czasach starożytnych rolę fortu. Tutaj to dopiero dzieci mają pod górkę do szkoły. Zresztą rowerzyści też. My jednak odpuściliśmy sobie tą wątpliwą przyjemność w postaci podjazdu, a z sąsiedniego miasteczka Livade dowiózł nas tu nasz kierowca. Z podjazdem czy bez, lunchyk się należał. I tu robimy sobie przerwę na wątek kulinarny. Musicie mi wybaczyć, ale pojadę teraz trochę panem Makłowiczem. Stołowaliśmy się w restauracji Konoba Mondo, położonej właściwie na samym początku podejścia do głównej części miasta. Na początek na stół wjechała tapenada z oliwek i trufli, która nie załapała się na zdjęcie, bo w mgnieniu oka wylądowała w naszych żołądkach. Dalej deska wędlin i serów owczych oraz lampka wina, czyli zestaw właściwie wszystkich skarbów, z których słynie Istria. Winorośl i drzewa oliwne znajdziecie tu na każdym kroku. Z kolei dania główne to już istny kunszt sztuki kulinarnej. Dobra, nie będę drażnić Waszych zmysłów, aby nie wywołać jakiegoś ślinotoku jak u psa Pawłowa, bo być może jesteście akurat przed posiłkiem.
Restauracja Konoba Mondo i kościół św. Stefana - Motovun, Chorwacja - 23 czerwca 2022
Podsumowanie
Parenzana to zdecydowanie trasa godna polecenia dla miłośników turystyki rowerowej oraz amatorów podróży i specjałów kuchni śródziemnomorskiej. Trasa niewymagająca, za to z malowniczymi widokami i ciekawą historią do opowiedzenia, zawartą we wspaniale zachowanej infrastrukturze, w tym mijanych po drodze dworcach kolejowych, tunelach i mostach. I choć całość można by według mnie zrobić w jeden dzień, to zdecydowanie Wam to odradzam z jednego prostego powodu. Zamiast bowiem ciąć na pełnej przed siebie, warto zwolnić tempo i zatrzymać się co jakiś czas, by podelektować się widokami, dźwiękiem cykad albo zagubić choć na chwilę w mijanych miasteczkach. W końcu kolarstwo romantyczne też ma swój urok i właśnie do tej formy Was zachęcam, jeśli najdzie Was ochota na wizytę na Istrii. A dla chętnych wrzucam ślad do odcinka Parenzany, który przejechałam - Link.
Rowerowe atrakcje Istrii odkrywałam na zaproszenie Chorwackiej Wspólnoty Turystycznej.
Jestem pod wrażeniem tekstu i tych wszystkich wiadomości o półwyspie Istria, robi wrażenie.
Lada moment będzie więcej bo kolejne porcje wrażeń z pobytu na Istrii już niedługo na blogu. 🙂
Zazdro takich widoków z roweru 😎 uwielbiam te miasteczka na Istrii 🥰 no i zgłodniałam też 😁
Zdecydowanie polecam jako kierunek wakacyjny. A już niebawem kolejna część rowerowych podbojów Istrii. 🙂
Super relacja!
Dzięki wielkie! A już niebawem dwie kolejne, także zapraszam.