Menu Zamknij

Pocovidowa przejażdżka po KPN – bo czasami rower wie lepiej

Idź na spacer mówili, na rower jeszcze za wcześnie. Ale ja tradycyjnie wiem lepiej i poszłam porumakować trochę po Puszczy Kampinoskiej. A jaka jazda taki i tekst. Będzie krótko, ale dynamicznie. Idealna lektura podczas przerwy na reklamy w trakcie waszego ulubionego serialu w telewizji. A jak oglądacie coś na Netflix to po prostu nie pomijajcie czołówki. Zapraszam 🙂

Niestety Covid ostatnio totalnie zmiótł mnie z planszy i dopiero po trzech tygodniach wróciłam do świata żywych. Dlatego zaplanowałam na tą niedzielę naprawdę spokojną jazdę w tlenie bez kondycyjnych wodotrysków. Za punkt startu wybraliśmy sobie Granicę. Plan przewidywał rundkę do Roztoki i z powrotem. Idealny dystans na rozgrzanie zastałych kości. Zaczęło się niewinnie, spokojnie zgodnie z założeniem, a ja jarałam się jak trawa latem po każdym przekręceniu korby. Słońce miło przygrzewało i zapowiadała się całkiem przyjemna jazda. Ja jechałam z przodu nadając tempo, uczciwie przyznam dość geriatryczne, a Kuba podążał jak cień za mną. I tak upłynęło nam pierwsze 10 km zielonego szlaku w stronę Roztoki.

Biorąc pod uwagę wszelkiej maści wydarzenia tego roku, obawiałam się, że zło jak to zło nadciągnie znienacka. I chyba w myślach wykrakałam. Pierwsze schody zaczęły się na dość ostrym podjeździe jeszcze przed Łubcem. Mówią, że jak człowieka coś nie boli to ten nie czuje, że żyje. A mój kochany mąż należy raczej do grona niedowiarków. Wiecie, jak nie włoży ręki w ranę to nie uwierzy. I chyba postanowił sprawdzić w praktyce, czy z tym bólem to tak naprawdę bo już za chwilę, po nieudanej próbie podjechania wspomnianego podjazdu, w bliżej nieokreślony sposób skierował rower w dół i z gracją wykonał potrójnego aksla w kombinacji z podwójnym tulupem. Niestety nie ustał skoków i po dołożeniu salta nad kierownicą zatrzymał się na samym dole z nogami do góry. Mi z kolei zabrakło refleksu by to wszystko uwiecznić dla potomnych. Na szczęście skończyło się na strachu i nadciągającym imponujących rozmiarów siniaku na udzie. W końcu po otrzepaniu żopy z igliwia i szybkim przeglądzie ciała i sprzętu Kuba stwierdził, że możemy ruszać dalej.

S2022E002 Asset 02
S2022E002 Asset 06
Kampinoski Park Narodowy - 13 marca 2022 

Miałam nadzieję, że limit pecha na tą przejażdżkę wyczerpaliśmy. Nic bardziej mylnego. Po nawrotce w Roztoce i minięciu żółtego szlaku zorientowałam się, że jadę na totalnym kapciu. No dobra przyznaję się bez bicia, słyszałam już wcześniej jakieś syczenie, ale myślałam, że te dźwięki wydaje mój amortyzator wyrażając radość z pokonywania kolejnych korzeni. 😉 Nope, to niestety mleko w mojej oponie postanowiło zastrajkować i stwierdziło, że ma w d..pie taką robotę. Widocznie rower uznał, że wie lepiej i dał mi jasno do zrozumienia, że tego dnia zamiast niego powinnam zabrać ze sobą do puszczy kijki do Nordic Walkingu. Pech chciał, że nie mieliśmy na stanie nic, co mogłoby nam pomóc w naprawie defektu. W tej sytuacji Kuba uznał, że czas przydzielić w tym dramacie konkretne role. Znając moje "wybitne" umiejętności orientacji w terenie, po tym jak raz zabłądziłam w lokalnej Biedrze, rozłożył ze mną nawigację na atomy i wskazał na mapie punkt, do którego miałam dojść. On w tym czasie miał za zadanie dojechać do Granicy po auto i odebrać mnie z miejsca zbiórki.

I tym sposobem udałam się na spacer w stronę Łubca dzierżąc dzielnie w rękach mój rower i starając się oszczędzać obręcz w przednim kole. Podczas podróży przeszłam w głowie cały alfabet i wymieniłam pod nosem wszystkie znane mi przekleństwa na każdą możliwą literę. Potem dorzuciłam do tego jeszcze te, które znam w obcych językach m.in. po angielsku, niemiecku, hiszpańsku, włosku i francusku. Swoją drogą to niesamowite, że akurat w tym obszarze każdy z nas jest poliglotą. Po drodze minął mnie kolarz, który widocznie uznał, że to taka nowa forma treningu, noszenie roweru z kapciem bo centralnie mnie olał. Żeby twoja poduszka była zawsze ciepła z obu stron! - pomyślałam. Kolejny rowerzysta okazał mi już nieco więcej zrozumienia, ale podobnie jak ja, nie miał pompki i nic, co mogłoby mi pomóc. W końcu po przeliczeniu wszystkich mijanych po drodze szyszek, dotarłam do wyznaczonego miejsca. Kuba dotarł niewiele później, zapakowaliśmy mój rower i wróciliśmy do domu. I tyle by było tego dnia z mojej jazdy.

S2022E002 Asset 03
S2022E002 Asset 04
S2022E002 Asset 05
Kampinoski Park Narodowy - 13 marca 2022 

Ten rok od samego początku pokazuje mi co i rusz fuck'a, ale ta akcja przelała czarę goryczy. I uwaga, jesteście świadkami, żeby nie było, że nie ostrzegałam:

Ty mada faka 2022 roku, jeśli jeszcze raz to zrobisz to obiecuję, nie ręczę za siebie i po prostu złamię ci ten środkowy palec, także dobrze się zastanów.

I tyle w temacie, dziękuję za uwagę i do następnego. Piąteczka!

4 Komentarze

  1. Kruczyk

    Bajkopisarka ten twój blog zawsze czytam z przyjemnością i wielkim zainteresowaniem. Spostrzeżenia, przemyślenia i język robią na mnie ogromne wrażenie. Trzymaj tak dalej, pozdrowienia. Tata

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *