Menu Zamknij

Islandia – kawałek kosmosu na Ziemi

Długo zwlekałam z tym wpisem, ale kurła no nie wiedziałam do końca, jak opowiedzieć wam o najbardziej odjechanym miejscu na Ziemi. O wyspie wodospadów, wulkanów, owiec i kosmicznych krajobrazów. Wyspie, której nigdy nie da się zwiedzić do końca i która zawsze będzie miała coś nowego do zaoferowania. W końcu stwierdziłam, że przecież są dwa uda - albo się uda i po lekturze stwierdzicie, że musicie tam pojechać, albo się nie uda i po prostu uznacie, że trzeba się tam wybrać i samemu ocenić potencjał tego miejsca. Zatem kubeczki z kawusią w dłoń i zapraszam na dłuższą przejażdżkę po Islandii.

Przygotowania i pierwsze wrażenia

Pomysłodawcami wakacji na Islandii byli nasi przyjaciele, którzy mieszkają tam już od kilku lat i wielokrotnie namawiali nas do przyjazdu. W końcu uznaliśmy, że czas przejść od słów do czynów i w marcu kupiliśmy bilety lotnicze, a w kolejnych tygodniach zaklepaliśmy noclegi na czas naszego pobytu. I wydawało się, że była to najlepsza decyzja na świecie, do czasu aż zaczęliśmy bliżej przyglądać się kierunkowi naszej podróży. Niby wiadomo było od początku że to nie Hiszpania czy Włochy. A jednak informacje, które zaczęły do mnie docierać trochę mnie zmroziły, prawie dosłownie. 😉 Na pytanie, ile par krótkich spodenek wziąć Asia szybko stwierdziła, że nie przyda mi się raczej żadna, a ona przez cały swój pobyt na Islandii tylko raz założyła koszulkę na ramiączka. Na domiar złego Michał jeszcze przed wylotem poinformował nas, że jest to najzimniejsze lato na wyspie z dotychczasowych, które miał okazję tam spędzić.

Nie było już jednak odwrotu i w połowie lipca zawitaliśmy na Islandię, która przywitała nas swoim najprawdziwszym obliczem, czyli zachmurzeniem, deszczem i 8 w porywach do 10 stopni Celsjusza. Wiedziałam, że na tej wyspie mało co jest normalne, kwestie pogodowe już jako tako rozeznałam. Ale widok zachodzącego słońca z balkonu naszego apartamentu w Reykiaviku o godz. 1:30 to już przegięcie. Niby o tym Michał też wspominał, ale jakoś nie chciało mi się wierzyć. A jednak! Kto u licha zapomniał zgasić światło! 😉

S2021E024-Asset-08-1

Atrakcje na południu wyspy

Nasz plan pobytu przewidywał objazd wyspy autem dookoła z licznymi przystankami po drodze na odwiedzenie głównych atrakcji turystycznych no i oczywiście na rowerowanie. I tak ekipa z żółtego jeepa, a właściwie Multiwana w składzie ja, Kuba i dwie nasze córy oraz Michał, będący naszym przewodnikiem ruszyliśmy z Reykjaviku na podbój Islandii. Zwiedzanie zaczęliśmy od południa wyspy. To co już na pierwszy rzut oka zadziwia to dziesiątki kilometrów wzdłuż ciągnących się pól zastygłej lawy, płynnie przechodzących w fioletowe dywany kwitnącego o tej porze roku łubinu i właściwie zera cywilizacji. Zmierzaliśmy do naszej pierwszej bazy wypadowej w okolicach Selfoss. Wynajęliśmy tam na kilka nocy domek letniskowy z jacuzzi, które są tutaj bardzo popularne, a w dosłownym tłumaczeniu z ichniejszego znaczą nie mniej, nie więcej niż "gorący garnek". Powiem wam, że całkiem fajnie jest się wygrzać w takim garnku po całym dniu w dosyć wymagających warunkach pogodowych. 😉

S2021E024 Asset 21
S2021E024 Asset 16

W końcu przyszedł czas na pierwszy przystanek. Zaczęliśmy od tego, co tygryski lubią najbardziej, czyli od krótkiej przejażdżki rowerowej w okolicach Hveragerdi po drodze do Selfoss. Nie da się chyba sensownie opisać tego co miałam okazję zobaczyć podczas niecałej godziny jazdy po tamtejszych bezdrożach. Wijące się między skalistymi urwiskami wodospady, gorące źródła, bezkresne łąki i pasące się owce przeplatane polami lawy. Co zakręt zbierałam szczękę z podłogi i żałowałam, że głowa nie kręci się o całe 360 stopni. Od robienia zdjęć skończyło mi się miejsce na telefonie, a na koniec powiedziałam, że mi już do szczęścia nic więcej nie potrzeba. To była najbardziej epicka jazda, jaką miałam okazję zrobić w swoim życiu. Dlatego jeśli będziecie mieć kiedyś okazję to bierzcie i częstujcie się mapą przejazdu na mojej Stravie i koniecznie to zróbcie.

S2021E024 Asset 19
S2021E024 Asset 15
S2021E024 Asset 29

Oczywiście było to tylko preludium do tego, co mieliśmy zobaczyć na wyspie. Bardzo szybko stałam się wręcz fanką niezliczonej liczby wodospadów, które na Islandii można spotkać właściwie na każdym kroku. Śmiem pokusić się o teorię, że jest ich tutaj więcej niż mieszkańców. Dlatego ograniczyliśmy się do odwiedzenia tych najważniejszych, największych, najwyższych i najpiękniejszych. Na południu wyspy koniecznie trzeba odwiedzić Gulfoss, Seljalandsfoss i Skogafoss. Generalnie, jak dla mnie wszelkie "fossy" godne uwagi. 😉

S2021E024 Asset 11
S2021E024 Asset 13

No dobra, postaram się nie być monotematyczna, tym bardziej, że południe Islandii nie samymi wodospadami stoi. Otóż właśnie tu, w geotermalnej dolinie Haukadalur można zobaczyć jedyny aktywny gejzer w Europie. Okazuje się, że miał on tuż obok, swojego o wiele bardziej spektakularnego poprzednika Geysira, od którego z resztą pochodzi nazwa tego typu źródeł, ale niestety ten ogłosił strajk i już nie pluje wodą. Za to ten, którego imponujące wystrzały było nam dane obejrzeć, Strokkur, wydaje się mieć póki co całkiem dobrze.

Wodospady mamy, gejzery mamy, ale trzeba też wspomnieć o jeziorach wulkanicznych w kraterach po wygasłych wulkanach. Jednym z najbardziej malowniczych jest zdecydowanie Kerid, którego ściany pokryte są czerwonym piaskiem zawdzięczającym swój kolor zawartemu w nim żelazu, a niesamowicie turkusowa barwa wody przyprawia o zawrót głowy, no naturalne cuda panie. Podobnie zresztą, jak bazaltowe klify w kształcie blokowych schodów, które mieliśmy okazję podziwiać na czarnej plaży Reynisfjara. Oczywiście nie mogło obyć się bez wspinaczki, trochę nas poniosło, jakbyśmy zbyt dosłownie potraktowali tytuł piosenki "Stairway to heaven". 🙂

S2021E024 Asset 04
S2021E024 Asset 30
S2021E024 Asset 05

No i na koniec on, cały na biało, a właściwie na błękitno, lodowiec Jokulsarlon, sztos jakich mało. Dla żądnych wrażeń lodowce na Islandii oferują kilka atrakcji m.in. rejs amfibią bądź łodzią motorową oraz przejażdżki na skuterach śnieżnych. My ze względu na dziewczynki wybraliśmy bramkę numer jeden, wrażenia zarówno dla nich jak i dla nas niezapomniane, chociażby trzymanie w rękach ogromnej bryły lodu. Ktoś zamawiał kostkę do whisky? 😉

S2021E024 Asset 20
S2021E024 Asset 36
S2021E024 Asset 23

W tak zwanym międzyczasie wyskoczyliśmy jeszcze na przebieżkę w okolicach naszej chawiry przy jeziorze Bingvallavatn. Niestety pogoda nie pozwoliła objechać go dookoła, ale za to zaliczyliśmy szybkiego grillka w przepięknych okolicznościach przyrody i oczywiście odwiedziliśmy kolejny wodospad w Parku Narodowym Thingvellir.

S2021E024 Asset 28
S2021E024-Asset-24-1
S2021E024 Asset 06

Atrakcje na północy wyspy

W końcu przyszedł czas by przenieść się na północ wyspy. Wynajęliśmy kolejny domek letniskowy tym razem w okolicy Akureyri, niedaleko Vaglaskogur. Podobnie jak na południu postanowiliśmy rozpocząć zwiedzanie od krótkiej wycieczki rowerowej wzdłuż lokalnej rzeki. Wszystko przebiegało cudnie do czasu, gdy okazało się, że rzeka postanowiła opuścić swoje koryto i zalała mniej więcej połowę trasy, którą sobie obraliśmy za cel tego dnia. Ale jak to mówią przygoda, przygoda. Przeprawy gołą stopą przez wodę o temperaturze ledwo dodatniej naprawdę zmieniają cię na zawsze. 😉 Tym razem jednak pogoda spisała się na medal i ku szokowi nas wszystkich mogliśmy tego dnia przywdziać krótkie spodnie.

S2021E024 Asset 22
S2021E024 Asset 09

Kolejne atrakcje turystyczne postanowiliśmy już zaliczyć na 4 kółkach. Podobnie jak na południu odwiedziliśmy najważniejsze wodospady w tej części wyspy m.in. Godafoss, Selfoss i Dettifoss. Każdy z nich ma coś w sobie, ja przynajmniej nie mogłam się napatrzeć. Trochę dociera do człowieka, jaka siła drzemie w naturze patrząc na ok. 2 tysiące hektolitrów wody przelewające się w nich na sekundę. Nie mogliśmy też nie wściubić nosa do jaskini Grjotagja koło jeziora Myvatn.

W tej części wyspy odwiedziliśmy też kolejny obszar geotermalny Hverir, na którym można zobaczyć baseny błotne wydające z siebie charakterystyczne bulgoty oraz wyziewy pary wodnej o zapachu siarki. Trudno tu odetchnąć pełną piersią bo zapach jest mało subtelny i w przedbiegach wygrywa z zapachem zgniłych jaj. Co najgorsze podobny zapach towarzyszy człowiekowi podczas brania prysznica, bo właśnie z takich obszarów ciepła woda trafia do islandzkich domostw. Powiem wam, doświadczenie jedyne w swoim rodzaju. 😉 A no i oczywiście w związku z tym zaleca się picie jedynie zimnej wody z kranu, ciepła może wam nie podejść.

S2021E024 Asset 33
S2021E024 Asset 14
S2021E024 Asset 31

"Must visit" na liście islandzkich atrakcji turystycznych to z pewnością kanion Asbyrgi, jedno z najbardziej intrygujących miejsc w tym kraju, które postanowiliśmy zwiedzić na rowerach. Majestatyczne klify sięgające nawet 100 metrów wysokości w kształcie podkowy, a w samym jego sercu malowniczo położony staw, potrafią odebrać głos, no może poza ciągłymi "ochami" i "achami", które się z nas wydobywały. Pozytyw z tego taki, że przynajmniej nie płoszyliśmy lokalnego ptactwa, które żyje sobie tu w najlepsze. Takie to potrafią się ustawić, kto by nie chciał mieszkać w takich okolicznościach przyrody.

S2021E024 Asset 32
S2021E024-Asset-03-1

Atrakcje w Reykjaviku i okolicach

W końcu przyszedł czas powrotu do stolicy. Akureyri żegnało nas pięknymi serduszkami na światłach - kto by pomyślał, taki drobiazg, a o ile milej poczekać na czerwonym, gdy jest w kształcie serca. Nie obyło się bez przygód oczywiście. Jak to na powrocie wdało się w towarzystwo trochę rozprężenia i nikt z pięciu osób na pokładzie nie zareagował, gdy Michał wpakował się z rowerami na dachu do myjni samochodowej. 😉 Rowery przeżyły, bagażnik po małej reanimacji i rekonstrukcji jednej z amputowanych kończyn również. Ostatecznie dotarliśmy do Reykiaviku w komplecie, to znaczy my i rowery na dachu, z grubego w stanie nienaruszonym. 😉

Jako że zostały nam jeszcze dwa dni pobytu postanowiliśmy odwiedzić kilka okolicznych atrakcji. Obowiązkowo zaliczyliśmy sesję przy Sun Voyager, czyli stalowej rzeźbie tuż nad morzem. Odwiedziliśmy też Harpę, czyli lokalną salę koncertową oraz Hallgrimskirkja - nowoczesną katedrę będącą największym kościołem w stolicy. Polecamy wam również odwiedzić FlyOver Iceland - symulację lotu nad Islandią i jej różnymi zakątkami z efektami 5D, trochę jak dobra kolejka górska w kinie.

S2021E024 Asset 02
S2021E024 Asset 10
S2021E024 Asset 35

Oczywiście nie było opcji nie podjechać na wulkan Fagradalsfjall, który zaliczył spektakularną erupcję w tym roku. Słyszeliśmy różne ciekawe akcje m.in. o tym, jak ludzie grzali jajka i bekon na zastygłej, ale jeszcze ciepłej lawie u podnóża wulkanu więc trzeba było obadać temat osobiście organoleptycznie. Potwierdzam, lawa wciąż ciepła. 😉

Na koniec pobytu wpadliśmy jeszcze do Blue Lagoon. Kąpiel w tutejszych wodach ponoć bardzo fajna, ale chyba niekoniecznie z dziećmi, więc tym razem ograniczyliśmy się do spaceru. I już na pożegnanie podjechaliśmy jeszcze na most łączący dwie płyty tektoniczne, na których leży Islandia - euroazjatycką z północnoamerykańską. Ot takie zwieńczenie całego wyjazdu.

S2021E024 Asset 07
S2021E024 Asset 26
S2021E024 Asset 34

Podsumowanie

Islandia to zdecydowanie kawałek kosmosu na Ziemi. Zresztą sam Neil Armstrong wraz z zespołem NASA wpadł tutaj potrenować lądowanie na księżycu w 1967 r. więc chyba coś w tym jest. Kraj wszystkich żywiołów - wulkanicznego ognia, polodowcowej wody, wielobarwnej ziemi oraz powietrza w postaci nieprzerwanie wiejącego wiatru. I choć nie jest to może pierwsza destynacja na liście rowerzystów to na pewno warto tu zajrzeć zabierając dwa kółka na krótkie przejażdżki. Krajobrazy wynagrodzą wszelkie niedogodności, nawet te najbardziej dramatyczne. 😉

S2021E024 Asset 25

2 Komentarze

  1. Kruczyk

    Monisiu jestem pod wrażeniem jeśli ktoś to przeczyta na pewno poczuje chęć odwiedzenia Islandii a rzeczywiście jest przepiękna robi to wrażenie czy po prysznicu człowiek tak brzydko pachnie?

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *