Zaraz, zaraz jak to szło? "Żeby życie miało smaczek, czasem szosa, a czasem emtebiaczek" 😉 No dobra, może nie koniecznie tak, ale właśnie tak wyglądał u mnie weekend i powiem wam, że może się z tego zrodzić niezła tradycja.
Ostatnio pogoda nie rozpieszcza, z resztą poza moim mężem i dziewczynami, to mało co mnie ostatnio rozpieszcza. No bo ani do kina, ani do knajpy, ani na kręgle człowiek nie pójdzie. No to mu już tylko ten rower pozostaje, żeby do reszty nie zwariować. I choć prognozy były raczej z tych, które darzy się najczystszą formą nienawiści to wiedziałam, że nic nie zatrzyma mnie w domu, no f... way.
Jak pomyślałam, tak też uczyniłam i kwadrans po 12.00 w sobotę byłam już na parkingu w Opaleniu, skąd wraz z Edzią i Jarkiem ruszyliśmy na podbój kampinoskich szlaków. O dziwo wbrew zapowiedziom nie spadła na nas ani jedna kropla deszczu, a podczas jazdy towarzyszyło nam słońce, które tradycyjnie już robiło super robotę. Mało tego, pierwszy raz w tym roku przesadziłam z warstwami ciuchów i momentami było mi wręcz za ciepło. Stwierdziłam też, że czas najwyższy odstawić moje bontragerowe kalosze i przywdziać cywilne obuwie bo stopy mi się zgrzały. Świat się kończy słuchajcie, pierwszy raz w życiu na koniec jazdy w zimę czułam palce u stóp. 😉 No dobra, ale nie o tym. Ruszyliśmy w stronę Lipkowa, a dalej na Łubiec. Od początku czułam, że noga podaje, jak należy, z resztą trudno, żeby po sześciu naleśniorach wciągniętych na śniadanie nie podawała. 😉 Do tego nawierzchnia w puszczy serwowała nam mocno interwałowe tempo. Szybkie twarde single przeplatały się z błotnistymi, wciągającymi jak bagno odcinkami, na których zafundowałam sobie całkiem urokliwą maseczkę na twarz. No ale co zrobić jak hotele ze SPA pozamykane, trzeba się ratować naturalnymi zasobami. Po drodze mijaliśmy miejsca, gdzie zima jeszcze ostatkiem sił broni się przed finalnym natarciem wiosny i gdzieniegdzie zalega w postaci śniegu i lodu zapewniając ultraciekawe wrażenia wizualne. Do tego świergoczące ptaki z każdej możliwej strony, przechadzający się dzik i stado saren. Do kompletu brakowało tylko narracji Krystyny Czubówny, a mielibyśmy wydanie "Natury w Jedynce" w wersji 5D. 😉
Kampinoski Park Narodowy - 13 marca 2021
Ostatecznie wróciliśmy z Łubca w stronę Truskawki, dalej na Palmiry i do Opalenia meldując się na miejscu startu z 65 km na liczniku. To była mega udana sobota, a pół weekendu wciąż zostawało przede mną.
Kampinoski Park Narodowy - 13 marca 2021
Jako, że w sobotę odebrałam moją nową, cudniuteńką szosunię z pierwszego pozakupowego serwisu u chłopaków z Jakoobcycles nie mogło być inaczej bym jej nie przewietrzyła w niedzielę. Zapamiętajcie sobie jedną rzecz. Jeśli ruszacie spod domu i rower jedzie sam z prędkością 45-50 km/h to wcale nie ma powodów do radości. Niestety, nie był to efekt mojej zaje*istej kolarskiej nogi. Póki co moja forma nie daje jeszcze objawów. Był to niestety efekt halnego, który wpadł z gościnną wizytą na Mazowsze, o czym boleśnie przekonałam się w drodze powrotnej. Dziś nawet ptasie kupy latały poziomo, jak babcię kocham, widziałam na własne oczy. I choć to przeklęte wiatrzysko podniosło mi skutecznie poziom wkurwiocytów we krwi to oczywiście banan na koniec jazdy z twarzy nie schodził.
Okolice Błonia - 14 marca 2021
Ostatecznie zrobiłam dziś 35 km, a na koniec przejazdu miałam kilka obserwacji:
- Jeśli chcesz widzieć coś więcej niż kierownicę roweru, to zakładaj kask przeznaczony do jazdy na szosie, a nie MTB.
- Jak wyjeżdżasz zza ekranów akustycznych na serwisówkach trzymaj rower wszystkim, czym tylko włącznie z zębami, inaczej można nieźle odlecieć.
- Jeśli dmuchasz nos w trakcie jazdy, nigdy nie rób tego pod wiatr, nie będę opisywać czym to grozi, sami się domyślcie.
No i dla chętnych mapka z dzisiejszej przejażdżki. Zdecydowanie muszę dopracować tą pętelkę, ale przyzwyczajenia z MTB wyprowadziły mnie dziś kilka razy w pole nie tylko w przenośni, ale wręcz dosłownie.
Fajne zdjęcia miło się czyta.
Jestem fanką kolarstwa romatycznego, mieszkam w Błoniu.
Pozdrawiam
Agnieszka, bardzo dziękuję i w takim razie musimy zorganizować jakąś wspólną przejażdżkę. 🙂
Sześć naleśników! Chylę czoła przed możliwościami, nie tylko kolarskimi ?
Z przyjemnością czyta się teksty na tym blogu. Są wyjątkowo ciekawe pisane bardzo ładnym językiem coś optymistycznego. Z puszczy zaczyna powoli wyglądać wiosna.