Miałam po tym weekendzie nic nie pisać, ale w sumie czemu nie, skoro było fajnie. Tym bardziej, że mam dla was mega news. Ale po kolei, na newsa przyjdzie czas na koniec. 😉
Tym razem umówiłam się na sobotę na wypad do puszczy z Pati i Asią. W piątek pojawiły się wątpliwości bo padający deszcz i mróz w nocy nie wróżył jakiegoś spektakularnego warunku do jazdy. Ale, że dziewczyny cisnęły to nie było zmiłuj i stawiłam się następnego dnia w miejscu startu. Pierwsze kilometry mile nas zaskoczyły. O dziwo tym razem jadąc zaśnieżonymi singlami człowiek nie miał wrażenia, że pokonuje trasę Paris-Roubaix Winter Edyszyn i za moment pogubi wszystkie zęby na kocich łbach w wersji Ice. I wszytko byłoby pięknie gdybyśmy trzymały się właśnie wspomnianych singli.
Niestety runda, którą sobie na dziś zaplanowałyśmy wiodła również szerokimi duktami, a te już tak przyjemne w odbiorze nie były. Powróciły nasze "ulubione" tory do łyżwiarstwa szybkiego, które z rozrzewnieniem wspominamy z wykręcania serducha dla Orkiestry i co opisałam tutaj - Link. Tym jednak razem ze wspomnianego łyżwiarstwa płynnie przeszłyśmy w bobsleje bowiem zlodowaciałe tory przybrały formę lodowych rynien. Ach, jak ten rower w nich chodził! Od brzegu do krawędzi i z powrotem i od nowa. Wiedziałam już po pierwszych driftach, że ta sztuka nie ma na dłuższą metę szansy powodzenia. I nie chodziło o to czy, ale kiedy się wyłożymy. 😉 Nie musiałam nawet nic mówić tylko samymi myślami wykrakałam nieszczęście bo już po kilkudziesięciu metrach leżałam z Pati na poboczu próbując wypiąć nogi wciąż wpięte w pedały. Obserwująca wszystko z boku Asia przyznała nam najwyższe noty za styl. Stwierdziła, że dawno nie widziała by ktoś z taką gracją i w tak równym tempie zaliczał przyziemienie. I chyba faktycznie coś w tym było. Wyszedł nam taki synchron, że sam Michał Piróg by nam zapewne pogratulował, gdyby to zobaczył. Mało tego, myślę, że dyscyplina "glebowania synchronicznego" mogłaby szturmem wedrzeć się na listę dyscyplin olimpijskich. Zanim to jednak nastąpi dopracujemy z Pati część artystyczną bo technika już praktycznie w jednym palcu. A jak jeszcze potrenujemy to łyżwiarstwo i bobsleje to będziemy specjalistkami w kombinacji kampinoskiej pełną gębą. 😉
Kampinoski Park Narodowy - 20 lutego 2021
Na szczęście reszta trasy to już kolejne długie odcinki ubitego śniegu, który przyjemnie zgrzytał pod kołami i pozwalał na trochę rozluźnić wcześniej mocno spięte mięśnie. Wreszcie można też było ze spokojem ducha porozglądać się na boki a, brak ludzi i wszechobecna cisza pozwalała wsłuchać się w głos puszczy. I wiecie co powiedziała? Głosami kilku albo nawet kilkunastu ptaków i promieniami słońca sprzedała mi mega newsa. Powiedziała, że wiosna jest tuż za rogiem. Popatrzyłyśmy z dziewczynami po sobie, krótka chwila konsternacji no i kita, gonimy ją! Ciśniemy jak wściekłe, żeby ją złapać za frak i zapytać, gdzie była przez ostatnich kilka miesięcy, ale franca ucieka, jakby czując co ją czeka. 😉 Już nam się wydawało że gdzieś tam ją widać na horyzoncie, ale po dłuższej analizie okazało się, że to... naśladowca Wima Hofa. No cóż, tym razem jeszcze się nie udało, ale wierzę, że następnym razem już nam się ta wiosna nie wywinie i zostanie z nami na dobre.
Kampinoski Park Narodowy - 20 lutego 2021
A jakby ktoś chciał kontynuować nasze poszukiwania to poniżej wrzucam mapkę naszej 35-kilometrowej pętli i miejsce, gdzie ostatnio widziana była wiosna. 😉
A czy lądowanie było z telemarkiem? ??
Jestem pod wrażeniem języka, a zsynchronizowany upadek na glebę to majstersztyk, pozdrawiam.
Dziękuję za docenienie naszych akrobatycznych umiejętności. 😉
Synchronizacja niezapowiadana to najwyższa forma wyczynowego glebowania ? zatem do usług możemy ćwiczyć choć wraz z nastaniem błota wolałabym jednak zarzucić te treningi ?
Ha ha, Pati na bank wymyślimy jakąś zastępczą dyscyplinę. 😉