Menu Zamknij

Rowerem na Florydzie – Tampa i okolice

Wróciłam, ochłonęłam, w przenośni i dosłownie biorąc pod uwagę lokalną aurę, to pomyślałam, że najwyższy czas coś skrobnąć o moich wojażach za wielką wodą. A że były akcenty rowerowe, to tym bardziej uznałam, że ta wycieczka warta jest wpisu na blogu. Zatem mili państwo jedziemy z tematem.

Pierwsze wrażenia 

W Stanach miałam okazję gościć po raz pierwszy. I choć widziałam tylko ich niewielki wycinek w postaci Tampy na Florydzie, to moje pierwsze wrażenia w znacznym stopniu zbiegły się z moimi wyobrażeniami na temat tego kraju. Generalnie wszystko tam jest duuuuże. Duże drogi, po 6 a bywa że i po 8 pasów w jedną stronę. Duże auta, które robią mega klimat zupełnie jak w hollywoodzkich produkcjach. No i duże odległości do pokonania np. między miastami. Nie dziwi zatem, że w hierarchii uczestników na drodze rządzą kierowcy, po nich są użytkownicy jednośladów, a dopiero na końcu piesi. Ci ostatni są praktycznie fenomenem poza typowymi, przeznaczonymi do chodzenia pasażami. Nie powinno nas zatem dziwić, że w najmniej oczekiwanym momencie skończy się przed nami chodnik i trzeba będzie się przedzierać przez jakieś trawniki, by np. dojść do galerii. I wtedy ja, niczym wytworna baletnica w jeziorze łabędzim, tyle że bez gracji, poruszałam się na paluszkach krokiem zapierdzielającym w obawie, że nastąpię nieopatrznie na ogon jakiegoś forfitera, wszak Floryda aligatorami stoi. Na szczęście żaden nie "chciał mi wskoczyć na tego". 😂

S2023E004 Asset 02
S2023E004 Asset 05
S2023E004 Asset 03

Owe zamiłowanie do pojazdów zmechanizowanych wśród Amerykanów najlepiej obrazuje sytuacja, która przytrafiła mi się w drodze do restauracji w okolicy wspomnianej galerii. Będąc w jej środku zapytałam jedną z pań sprzątających, jak trafię do restauracji, a ta w pierwszej kolejności zapytała, czy mam auto? Po usłyszeniu negatywnej odpowiedzi zaczęła cmokać i wzdychać i wytłumaczyła, jak mam dojść sugerując, że „chwilę” to zajmie. Już miałam wejść do Northface’a i kupić na wszelki wypadek namiot oraz butlę z gazem i menażki, by ukręcić sobie jakieś szybkie danie, gdyby głód mnie po drodze dopadł, kiedy okazało się, że owa restauracja była na tyłach galerii około 150m od miejsca, gdzie zapytałam o drogę. Seriously?

Skoro już jesteśmy przy posiłkach, te nie odbiegają od reszty, jednym słowem też są duuuuże! I tego do tej pory skumać nie mogę. Generalnie, po wydaniu dań, a przed podaniem rachunku kelner chodzi od stolika do stolika i rozdaje plastykowe pudełka do spakowania jedzenia na wynos. Chciałam mu zdradzić sekret, że wystarczy aby kucharz, "pardon maj frencz", napitalał gościom mniej na talerze, a wszyscy będą mu wdzięczni włącznie ze środowiskiem. Ostatecznie zostawiłam tę „złotą myśl” dla siebie. Biorąc pod uwagę, że spędziłam w Tampie 2 tygodnie, do dziś zastanawiam się jak to zrobiłam, że poza nadbagażem nie przywiozłam do domu żadnych dodatkowych kilogramów.

S2023E004 Asset 08
S2023E004 Asset 06
S2023E004 Asset 07

Tampa na rowerze

Zacznijmy od tego, ze oczywiście nie miałam w Tampie własnego roweru i trzeba było coś wypożyczyć. Na szczęście okazało się, że jest wprawdzie jedna, ale całkiem sensowna wypożyczalnia rowerów, City Bike Tampa. I choć luty to raczej żaden „high season” na Florydzie, niemniej możliwość wypożyczenia roweru właściwie z dnia na dzień w weekend może sugerować, że chyba nie jest to najpopularniejsza metoda spędzania czasu przez turystów. Nie zmienia to faktu, że rower, który dostałam w sobotę naprawdę dawał radę. Przyzwoity gravel, wprawdzie na aluminiowej ramie, ale za to na hamulcach tarczowych. Do tego przełożenia chodziły jak malowane. Na komfort jazdy nie mogłam narzekać. Jeden dzień takiej przyjemności kosztował mnie 45 USD, a dokładnie 48,38 USD. Wspominam o tym nie bez powodu, w Stanach mają bowiem taką przypadłość, że podają ceny bez podatku, a potem często jest zaskoczenie, że z karty ściągnęło dodatkowe kilka dolków. Co zrobisz, jak nic nie zrobisz. Za to oprócz roweru w komplecie dostaniecie zestaw naprawczy, kask i zabezpieczenie do przypięcia.

Zwiedzanie Tampy zaczęłam od przejazdu kilkumetrowym odcinkiem wzdłuż rzeki Hillsborough zwanym Tampa Riverwalk. Jest to de facto pasaż dla pieszych i dla rowerzystów, bardzo dobry na uprawianie kolarstwa romantycznego, a jego główną zaletą jest to, że zaczyna się i kończy foodcourtami, Armature Works i Sparkman Wharf. Sprawdziłam oba i szczerze polecam, ceny spoko, a porcje o dziwo do przejedzenia.

S2023E004 Asset 14
S2023E004 Asset 09
S2023E004 Asset 10

W połowie Riwerwalk możecie wjechać na most, który jak po sznurku poprowadzi was na kolejną piękną ścieżkę, tzw. Bayshore Boulevard. Malowniczy odcinek około 10 kilometrów z jednej strony z widokiem na zatokę, z drugiej na chawiry za kilka dobrych baniek. Co kolejna to lepsza. Po przejechaniu ścieżki polecam też spacerek tamtejszym molo i wizytę w małej acz bardzo urokliwej marinie.

S2023E004 Asset 11
S2023E004 Asset 12
S2023E004 Asset 13

Ostatni już punkt na mojej trasie przejazdu warty odwiedzenia to Ybor City. Jest to najstarsza dzielnica Tampy, która pamięta jeszcze czasy embargo na kubańskie cygara w latach 80. XIX wieku. W efekcie dało to początek produkcji cygar rękami imigrantów właśnie w Tampie. Dziś można poczuć ducha tamtych lat głównie za sprawą zabudowy niczym z rasowego westernu wzdłuż głównej ulicy, 7th Avenue. Niestety o fabrykach cygar przypominają już jedynie stare szyldy, a ich miejsce zajęły kluby i restauracje. Ja miałam to szczęście, że podczas wizyty w Ybor City mogłam zobaczyć z bliska trwające właśnie przygotowania do corocznej parady Gasparilla Night Parade, stąd spotkanie z samym Jackiem Sparrowem.

S2023E004 Asset 16
S2023E004 Asset 17
S2023E004 Asset 15

Inne atrakcje w okolicy Tampy

Nie odkryję nomen omen Ameryki mówiąc wam, że poza rowerem można ogarnąć jeszcze kilka innych atrakcji w okolicy. „W okolicy” oczywiście w rozumieniu amerykańskim, czyli tak do dwóch godzin jazdy autem. Po pierwsze coś dla miłośników natury - możecie zaliczyć opalando na plaży w Clearwater, a przy okazji odwiedzić tamtejsze akwarium morskie, w którym jeszcze do niedawna mieszkał znany z filmu „Mój przyjaciel delfin” delfin Winter. Oprócz delfinów obejrzycie z bliska żółwie morskie, rekiny, wydry i wiele innych gatunków zwierząt morskich. Z kolei dla miłośników kosmosu zdecydowanie polecam wycieczkę do Centrum Kosmicznego im. J. F. Kennedy'ego położonego na przylądku Canaveral, skąd między innymi startowały statki kosmiczne Apollo w XX wieku czy Falcon9 w zeszłym roku. Wciąż na mojej "Bucket list", ale słyszałam, że jest dosłownie i w przenośni odlotowo.

Z opcji niestandardowych możecie kupić bilet na dwugodzinną przejażdżkę… rowerobarem. Dokładnie tak, to nie literówka. W sąsiednim mieście St. Petersburg możecie wykupić miejsce przy barze, który napędzany siłą ludzkich mięśni pozwoli wam zwiedzić okolicę podczas spożywania chmielowego trunku. Nie chcecie ryzykować, że towarzysz z miejsca obok nie spełni waszych oczekiwań? Nie ma problemu, ogarnijcie grupę 15 osób i rowerobar jest wasz. Coś takiego mogli wymyślić tylko Amerykanie.

No i "last but not least" polecam parki rozrywki. Tych ci na Florydzie pod dostatkiem. Do najbardziej znanych należą oczywiście Disneyland z parkiem Magic Kingdom oraz Universal Studios i Bush Gardens. Ten ostatni słynie z takich rollercoasterów, że klękajcie narody. Niestrawność w trakcie przejazdu bezcenna, za resztę zapłacisz MasterCard. Ja odpuściłam sobie wątpliwą przyjemność transferu żołądka do przełyku i zdecydowałam się na klasyk w postaci Disneylandu. W końcu kto nie lubi starej poczciwej ekipy Myszki Miki, Kaczora Donalda, Goofiego czy Pluta. Kilka kolejek górskich w zupełności spełniło moje oczekiwania, a wieczorne sztuczne ognie to już prawdziwy spektakl.

S2023E004 Asset 20
S2023E004 Asset 19
S2023E004 Asset 21

Podsumowanie

Wprawdzie podczas mojego pobytu miałam okazję tylko liznąć Stany pod względem rowerowym, bo oczywiście pod względem kulinarnym wgryzłam się w nie całkiem mocno, to wydaje mi się, że nie jest to wymarzona destynacja dla kolarzy. Wprawdzie bywają fajne odcinki do jazdy, zdarzają się też tzw. "bike lanes" czyli ścieżki rowerowe, ale jest ich stosunkowo mało i mają podobną tendencję do znikania jak chodniki. Do tego wypożyczalnie rowerowe to raczej rzadkość. Oczywiście moja opinia dotyczy tylko i wyłącznie Tampy. Nie da się ukryć, że w Stanach rządzą jednak pojazdy zmechanizowane i nie widać perspektyw, by miało to ulec zmianie. Niemniej jest to na pewno kraj warty odwiedzenia, by poczuć klimat tzw. "American Dream". Mi się podobało i chętnie wyskoczę za ocean, jak tylko nadarzy się okazja. A jeśli już do tego dojdzie, to oczywiście niezwłocznie was o tym poinformuję. 😉

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *