Cóż czynić! III Serducho dla WOŚP po Puszczy Kampinoskiej dobiegło końca, podobnie zresztą jak 31. finał Orkiestry, a w sercu pozostał tylko smutek i żal, że jeszcze tyle dni do kolejnej edycji. Dlatego by duch w narodzie za szybko nie umarł i by przywołać emocje minionej, jakże pięknej soboty, postanowiłam wspominkowo poczynić ów wpis relacyjno-reportażowy. A że dawno tego nie czyniłam, to zalecam zaparzyć sobie czaju, inki czy innego gorącego kubka, to i lekturka wejdzie jak złoto.
Już jakoś tak mam w zwyczaju, że wszystkie tego typu relacje zaczynam od nakreślenia warunków atmosferycznych, by płynnie przejść do aspektów sportowych, a na koniec przedstawić podsumowanie faktów. Chciałoby się rzec, prawie jak w bloku informacyjnym jednej ze stacji TV z niebieskim logo, z tymże prawie robi wielką różnicę, bo jednak trochę na odwrót. Ale kto by się tam czepiał szczegółów. W każdym razie z tą pogodą to ciekawa historia, bo ze dwa tygodnie przed kręceniem Serducha spieraliśmy się z Prezesem na temat aury. Wspominając poprzednie edycje w białym i lodowym wydaniu, byłam skłonna iść o zakład, że również w tym roku zima wywinie nam jakiś numer. Swoją drogą gdyby obstawić to w STSach, to kurs pewnie byłby zbliżony do tego, że Lewandowski wygra w tenisa z "gówniarą z paletkom". Darek jednak nie był skory do zakładów. Czuł chyba pismo nosem, bo oczywiście stanęło na moim i w sobotę spadło nam trochę białego puchu.
A jak na zimę przystało, to przy okazji temperatura też nie rozpieszczała. I choć termometry wskazywały niewiele poniżej 0, to odczuwalnie było chyba z -10. Nie pozostawało nic innego, jak zastosować opracowaną przeze mnie teorię (bez)względności kolarskiej w praktyce. Dla przypomnienia dla tych, którzy nie czytali wpisu o miłości do roweru MTB -> Link, głosi ona, że siła charakteru kolarza jest wprost proporcjonalna do warstw lajkry, jakie jest w stanie na siebie naciągnąć. Sądząc po moim ubiorze tego dnia mój charakter był chyba ku*wa ze stali, pytanie od której warstwy należy to leczyć. 😉
III Serducho dla WOŚP - Polana w Lipkowie - 28 stycznia 2023
Jakież miłe było moje zaskoczenie, gdy po dotarciu do miejsca zbiórki w Lipkowie okazało się, że jak już przyjdzie mi pozostać pensjonariuszem ośrodka w Tworkach, to będę mieć naprawdę doborowe towarzystwo. Podobnych rowerowych zapaleńców odzianych w lajkrę od stóp po szyję naliczyłam prawie 60, w tym całkiem liczną reprezentację pań: Pati, Dżastin, Alicję, Kasię, Anię, Milenę, Magdę i jeszcze kilka, których imion niestety nie spamiętałam. I powiem wam, już sam ten widok zdecydowanie sprawił, że jakoś tak człowiekowi cieplej się zrobiło. Atmosferę o kolejnych kilka stopni rozgrzała płomienna przemowa naszego niezastąpionego Prezesa, którą zresztą obiecaliśmy w ramach wpisowego. A skoro już o wpisowym mowa, to rzut oka na stan eSkarbonki przed startem, ukazującej nieziemsko piękny ciąg cyfr i liter w postaci 2431zł, dolał kolejną porcję ciepła w me serce. W pewnym momencie było mi tak gorąco, że schudłam chyba z 5kg. Na szczęście w celu uzupełnienia węgli przed jazdą, zadbaliśmy również o posiłek przedstartowy w postaci pierników, które nie zdążyły załapać się na zdjęcie, bo znikały w tempie ekspresowym.
W końcu, po ustaleniu przebiegu przejazdu i rozdaniu pamiątkowych medali ruszyliśmy na trasę. Początkowe kilometry pokonaliśmy zwartą grupą, by nie tworzyć korka na dojeździe do ronda w Laskach. Na dalszych fragmentach trasy w stronę Kampinosu stawka nam się już zdecydowanie rozciągnęła. Natomiast by upewnić się, że nikogo na trasie nie zgubimy i by każdy mógł pokonać trasę w dogodnym dla siebie tempie, podzieliliśmy się na 3 podgrupy. Pati obstawiła przód z dość pokaźną i żądną wiatru we włosach ekipą, ja trzymałam się w środku, a Darek pilnował tyłów i jak się później okazało, robił też za serwisman'a. Po drodze zrobiliśmy sobie m.in. przystanek w Sierakowie na złapanie oddechu i na przegrupowania. Aaaa no i oczywiście na słitfocie, bo przecież tych nigdy za wiele. I tak w tym roku jakaś posucha z tymi zdjęciami z przejazdu. Zupełnie o nich zapomniałam, oddając się poszerzaniu kolarskich kręgów towarzyskich. 😉 Do tego temperatura zrobiła swoje i motywowała wszystkich do szybszego przebierania nogami na pedałach. Mi osobiście przeleciało to Serducho jak obiad przez jelita i zanim się obejrzałam, to była już meta. De facto po ponad półtorej godziny i 30km jazdy byliśmy z powrotem przy polanie w Lipkowie.
III Serducho dla WOŚP - Puszcza Kampinoska - 28 stycznia 2023
Dobra, może polecę teraz trochę pompatyczne, ale to, co mnie osobiście buduje podczas tych ustawek, to fakt, że właściwie obcy sobie ludzie dobierają się w pary, jadą obok siebie i zaczynają gadać na różne tematy. Zupełnie jak podczas wyjazdu na kolonie "kilka" lat temu, tyle że bez przystanku na hambuksa i shake’a w Macu. Z kolei wspomniane wcześniej podgrupy podczas przystanków w punktach kontrolnych ulegają przetasowaniom, co daje możliwość poznania wielu nowych miłośników kolarstwa. Mi również było dane poznać kilka osób, w tym kolegów na przełajach. I choć chłopaki mówili, że akurat na tych rowerach trzeba być czujnym jak ważka, bo korzenie i piach nie wybaczają błędów, to i tak jarali się, jak konopie na Jamajce każdym kolejnym kilometrem, a ja razem z nimi. Tym bardziej było mi miło, jak się okazało, że przed rokiem też jechali, tyle że na MTB. Dodatkowo obiecali, że na bank widzimy się na kolejnych edycjach. Kto wie, może za rok wpadną na kolarkach albo Veturilo dla urozmaicenia peletonu. A dodajmy jeszcze, że takich osób, które miały za sobą już pierwszy raz, w sensie pierwszą jazdę miały, jazdę Serducha oczywiście, było z nami w sobotę znacznie więcej. 😉 I fakt, że ludzie wracają kolejny raz, by przejechać z nami tę trasę, jest najlepszym motywatorem do dalszej pracy nad naszą coroczną imprezą.
I mógłby ktoś rzec, że to wszystko detale. A jednak jest coś, co sprawia, że już 3 lata z rzędu naciągam na du*ę tą pie*rzoną lajkrę bez względu na warunki pogodowe i targam ten rower na polanę w Lipkowie, bo wiem, że będzie to jeden z najlepszych dni w roku z trzech prostych powodów. Najlepszy, bo wspierający najlepszą akcję charytatywną na świecie - Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Najlepszy, bo spędzony w najlepszych okolicznościach przyrody, czyli w Puszczy Kampinoskiej. Ale przede wszystkim najlepszy, dlatego że spędzony z najlepszymi ludźmi na świecie - kolarzami, którzy za sprawą swojej pasji robią kawał genialnej roboty, dorzucając cegiełkę do owej szczytnej akcji. I z tego miejsca obiecuję, że za rok znów wbiję swoją szanowną w niezliczone warstwy lajkry i stawię się nim kur zapieje w Lipkowie. No dobra, może bez przegięć, ale w okolicach 10:00 możecie się mnie spodziewać. Zatem słucham Państwa, z kim się widzę?
Ja się stawiam na 100%, mam nadzieje, że w następnych wydaniach nie będę wyglądać jakbym właśnie zjadł 3 dziki na śniadanie 😉
Ha ha na luzie, trzymałeś tempo i ukończyłeś i to najważniejsze! Widzimy się za rok.
Zacnie opisane👍. Miło się czyta z uśmiechem na twarzy.Ci co się przestraszyli pogody niech żałują,ponieważ atmosfera była mega. To jest powód dla którego byłem tam trzeci raz i będę kolejne ❤️
Maciek, ja coś czuję, że my Cię z Darkiem do pomocy wkręcimy za rok i hostessą zostaniesz jak pierniki i medale będą do rozdawania. W końcu starty od początku istnienia tej imprezy zobowiązują. 🤪
😎🤘Odliczam czas✌️, a może uda się pokręcić coś wczesniej😜
A no może jeszcze zajrzę… no dobra. Zajrzę na pewno, bo to był miły przejazd bez jakiegoś parcia. Gdyby nie ta charytatywna ustawka, to pewnie spędził bym ten dzień w domu patrząc na ten deszczośnieg 😉
Super! I dokładnie wiem, z czym się mierzyłeś by wyjść z domu tego dnia. 😅🙈