Menu Zamknij

Familijna wycieczka rowerowa do Czerska

Mam wrażenie, że w tym roku wakacje skończyły się, zanim się tak naprawdę na dobre rozpoczęły. Na szczęście pogoda postanowiła ulżyć nam w cierpieniach związanych z rozpoczęciem roku szkolnego i dociskamy jeszcze lato kolanem, ile się da. A skoro już o szkole mowa, to w tym roku postanowiliśmy rozpocząć edukację naszych gwiazd od lekcji historii w plenerze i w miniony weekend wybraliśmy się wraz z naszymi znajomymi na wycieczkę rowerową do Czerska.

Jako że na pokładzie mieliśmy niezły klub malucha w postaci szóstki dzieci w wieku szkolno-przedszkolnym, to za punkt startu obraliśmy sobie znany i lubiany wśród warszawskich kolarzy Cieciszew. Tym samym trasa naszego przejazdu nie przekraczała 40 km stanowiąc optymalny dystans do pokonania. W związku z tym, że kilka razy zdarzyło mi się jeździć w tamtych okolicach, to zostałam wybrana przez naszych znajomych na przewodnika wycieczki. Mój mąż stwierdził, że czarno to widzi biorąc pod uwagę, że potrafię zgubić się w Biedronce na zakupach. Broniąc się wypaliłam tylko, że czarno to widzi Steve Wonder. Mimo to, fakt, że Kuba postanowił na wszelki wypadek wyznaczyć trasę w aplikacji Mapy.cz bardzo mnie ucieszył. 😉

S2023E010 Asset 03
S2023E010 Asset 02
S2023E010 Asset 04

W końcu po szybkim rozpakowaniu rowerów z bagażników ruszyliśmy na wycieczkę. Okazuje się, że te okolice znane mi jedynie z perspektywy szosy, mają dużo więcej do zaoferowania. Bardzo fajne, szybkie szutry z widokami na pola i pastwiska, a w dalszej części trasy, na ciągnące się kilometrami sady jabłkowe. Miłym zaskoczeniem był też fakt, że po przejechaniu pierwszych dwóch kilometrów nie słyszałam od moich dzieci żadnego hasła w stylu „Nogi mnie bolą!”, „Chce mi się pić!” i moje ulubione „Daleko jeszcze?”. Oczywiście troszkę dramatyzuję, ale faktycznie rowerowy klub malucha robił tego dnia robotę, bo dzieciaki wzajemnie się motywowały do dalszej jazdy i zanim się obejrzeliśmy, na licznikach widniało już 10 km. Pierwsze małe schody, a tak naprawdę w tym wypadku należałoby powiedzieć podjazdy, zaczęły się dopiero przy wjeździe do Góry Kalwarii. Ale i tu spotkało nas znów miłe zaskoczenie, bo dzieciaki podjechały bądź podeszły pod górę bez większego marudzenia.

Być na rowerach w Górze Kalwarii i nie odwiedzić pewnej kawiarni, to jak pojechać do Ustki bez parawanu, jednym słowem nie ma szans. Mowa oczywiście o Górze Kawiarni, do której podjechałam jak wściekła, bo te ich ciasta krzyczały już do mnie od wspomnianego podjazdu. Serniczki, pierniczki, tiramisu, marchewkowe - brałabym wszystkie jak ołówki w IKEI. Tym razem wybór padł na szarlotkę w komplecie z kawką. Z kolei dzieciaki poszły w lody. Dodam, że podczas chwili wytchnienia w kawiarni możecie przy okazji nacieszyć oko pięknymi rowerami albo uzupełnić garderobę, bo w tym samym lokalu mieści się sklep rowerowy. Więcej o ofercie Góry Kawiarni znajdziecie tutaj - Link. Wizyta w Górze Kalwarii oczywiście się nie liczy bez zdjęcia na tle przynajmniej jednego z murali znajdujących się tuż obok.

S2023E010 Asset 05
S2023E010 Asset 06

No dobra, ale nie przyjechaliśmy tu dla przyjemności! 😉 Trzeba było ruszyć w dalszą drogę. Do celu zostało nam około 5 km. Te upłynęły mi i Kubie pod znakiem wspomnień naszej krótkiej, amatorskiej kariery w maratonach MTB, między innymi startu w Poland Bike właśnie w Górze Kalwarii, który kończył się morderczym podjazdem po kocich łbach. Jakie szczęście, że tym razem pokonywaliśmy go w przeciwnym kierunku. Weszłam już w stan luźnej gumki, z którego niestety wyrwał mnie Patryk pytając:

„Monia, a ty nie miałaś przypadkiem plecaka?”

Nosz kuźwa miałam, a w nim cywilne buty dla mnie i Kuby, co by po zamku w SPD-ach nie zapitalać. Ale ten został sobie w najlepsze w Górze Kawiarni. Mówiłam, że dla tych ciastek kompletnie tracę rozum. Nie pozostało nic innego, jak zgarnąć go w drodze powrotnej.

W końcu dotarliśmy do Czerska. Średniowieczny, gotycki zamek wybudowany na przełomie XIV i XV robi na mnie ogromne wrażenie za każdym razem, gdy tu jestem. I choć historia go nie oszczędzała, to do tej pory zachowały się arkadowy most, strzeliste wieże i część murów. Zamek dostępny jest dla turystów przez cały rok, a ceny biletów wstępu wynoszą ok. 15-20 zł w zależności od sezonu. Więcej na temat zamku w Czersku dowiecie się tutaj - Link. W okresie wakacyjnym odbywa się tu wiele ciekawych wydarzeń, właściwie w każdy weekend. My załapaliśmy się na dni Vivat Ignis, w ramach których wzięliśmy udział w grach i zabawach plebejskich. Po wynikach rywalizacji wnioskuję, że księżniczka ze mnie taka, jak z koziej dupy trąba, a rycerz to już w ogóle. Na szczęście dziewczyny uratowały honor rodziny, zdobywając podium w kategorii dziecięcej.

S2023E010 Asset 07
S2023E010 Asset 09
S2023E010 Asset 08

Ale nie ma to tamto, wszystko co dobre szybko się kończy i trzeba było wracać do domu. W drodze powrotnej motywacja do kręcenia jakby deczko spadła i ciężko było zachować płynność jazdy z powodu postojów wszelakiej natury, w tym na picie, na siku, na podrapanie po łokciu, bo swędzi, a na koniec na obejrzenie Wisły za wałem, której za nim nie ma.😜 Ostatecznie po przejechaniu 37 km zameldowaliśmy się w komplecie w Cieciszewie. Co ciekawe dzieciaki po zejściu z rowerów nie padły trupem na drodze, na co mogłyby wskazywać wydawane przez nie jęki na trasie, tylko zaczęły ganiać wokół aut, tańczyć i skakać. Czy ja mogłabym prosić o wskazówki, gdzie odebrać nagrodę za to perpetuum mobile, co to ze mnie wyszło w trakcie porodu?

Podsumowując, jeśli szukacie fajnej opcji na wycieczkę rowerową z dzieciakami w okolicach Warszawy, to polecam wam trasę, którą zrobiliśmy - Link. Przyzwoity dystans, malownicze szlaki poprowadzone mało ruchliwymi drogami i szutrami, dwa bardzo fajne przystanki w postaci kawiarni i zamku, a tym samym wiele okazji do strzelenia cudnych słitfoci. Do tego poza podjazdem do Góry Kalwarii i krótkim podjazdem pod zamek, trasa jest lekka i przyjemna, do przejechania dla każdego. Zatem jeśli nie macie pomysłu, jak przeżyć najbliższy weekend z waszymi wiecznie pełnymi energii pociechami, to polecam wam tą wycieczkę. Zajechać ich nie zajedziecie, ale przynajmniej myśli o oddaniu ich do okna życia przestaną was tak natarczywie nachodzić. 😅

S2023E010 Asset 10
S2023E010 Asset 11
S2023E010 Asset 12

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *