Zawsze wychodzę z założenia, że w życiu należy próbować różnych rzeczy. Mieć otwarty umysł na nowe doświadczenia i nie ograniczać się tylko do tego, co już sprawdzone. Teraz modnie się mówi „podejmować wyzwania”. No więc postanowiłam pewnego razu podjąć z mężem wyzwanie i sprawdzić, jak się jeździ na ostrym kole na welodromie, a przy okazji namówić też was, jeśli nie mieliście jeszcze okazji spróbować swoich sił w kolarstwie torowym, szczególnie, że jest to fajna alternatywa do jazdy na trenażerze w trakcie sezonu zimowego. Poza tym zawsze przecież musi być ten pierwszy raz. I teraz UWAGA, jako że wizytowaliśmy na torze ponad dekadę temu, to zdjęcia z epoki "późnego rokokoko ala mocny wintydż" oglądacie na własną odpowiedzialność. Nie da się bowiem tego odzobaczyć. 😉
Przed wizytą na welodromie
Wszystko zaczęło się od tego, że nie miałam pomysłu na prezent urodzinowy dla Kuby. Z pomocą przyszli nasi znajomi, którzy planowali ustawkę właśnie na welodromie w Pruszkowie by spróbować swoich sił w kolarstwie torowym. Pomyślałam, że przecież i my moglibyśmy się tam wybrać. Weszłam na stronę obiektu dostępną tutaj - Link i zarezerwowałam dla nas dwie godziny jazdy. Obecnie koszt takiej przyjemności to 50zł za jazdę na torze i wypożyczenie roweru. Jeśli posiadacie własne ostre koło, możecie spokojnie przyjść z własnym rowerem. Gdy na dobre zakochacie się w kolarstwie torowym możecie wykupić sobie karnet, a jeśli podobnie jak ja szukacie oryginalnego pomysłu na prezent to możecie zakupić voucher.
Pierwsze chwile na torze
Po dotarciu na miejsce spotkaliśmy się z pracownikiem toru, który opowiedział nam o nim trochę ciekawostek. Arena Pruszków to jeden z najnowocześniejszych obiektów tego typu w Europie. Tor o długości 250 metrów otwarto w 2008 roku. Parkiet, po którym jeżdżą kolarze jest wykonany ze specjalnie przygotowanego drewna z sosny syberyjskiej. Cały obiekt ma ponad 3000 m. kw. powierzchni i może pomieścić nawet do 3300 widzów. Nie raz gościli na jego deskach czołowi zawodnicy kolarstwa torowego podczas międzynarodowych imprez najwyższej rangi począwszy od mistrzostw Europy w 2008 i 2010 roku oraz mistrzostw świata w 2009 roku. Tutaj też znajduje się siedziba Polskiego Związku Kolarskiego. Po tym wstępie pan wydał nam rowery z ostrym kołem (bez hamulca i przerzutek) ponieważ właśnie na takich rowerach jeździ się po torze. Nie byłam tym faktem zachwycona, mało tego sama się na tą minę wsadziłam. Nie było wyjścia, trzeba było spróbować.
Gdy weszliśmy na halę, chwilę nam zajęło by ogarnąć wzrokiem całą konstrukcję. Tor jest po prostu przeogromny. Teraz wiem, że transmisje TV z zawodów kolarstwa torowego zupełnie nie oddają rozmiarów takich obiektów. Pan, który wydał nam rowery, dał nam jeszcze krótki instruktaż o zasadach poruszania się po torze i zostawił nas samych. Trochę onieśmielona stwierdziłam, że nie przyszliśmy tu w końcu tylko zwiedzać.
Arena Pruszków - 14 kwietnia 2010
Wrażenia z jazdy
Na początku umówiliśmy się z Kubą, że będziemy jeździć na zmianę. Chcieliśmy mieć ten komfort, że druga osoba pomoże tej pierwszej ruszyć i pomóc przejąć rower po zakończonej jeździe. Faktycznie, jeśli już zdecydujecie się na wizytę na welodromie, warto wybrać się z kimś, kto właśnie pomoże w tych kluczowych momentach. Samemu może być to sporym wyzwaniem. 🙂
Zgodnie z zasadą „panie mają pierwszeństwo” pierwszy przejazd przypadł w udziale właśnie mi. Zgodnie z wcześniejszym instruktażem zaczęłam kręcić kółka po wewnętrznej, płaskiej części toru by zaznajomić się z rowerem i złapać komfort. Bez przerzutek, ale przede wszystkim bez hamulców było to trudne, cały czas miałam odruch łapania za klamki, ale po kilku rundach miałam poczucie, że chyba wiem co robię. Niestety było to tylko pozorne, o czym miałam się za moment przekonać. Pomyślałam „No dobra, chyba czas ruszyć nieco wyżej i spróbować jazdy na wirażach”. By próba się powiodła kluczowe jest nabranie odpowiedniej prędkości. Mając te słowa w głowie od pracownika toru rozpędziłam się i skierowałam rower na wyższe partie toru. Wydawało się, że wszystko idzie gładko do momentu, kiedy nagle rower zaczął zsuwać się na dół, jak po tafli lodu, a ja kompletnie straciłam nad nim panowanie i oczywiście nie mogłam skorzystać z hamulców (kto do diabła wymyślił rowery bez hamulców ;)). Ostatecznie zatrzymałam się na barierach oddzielających tor od płyty o dziwo bez większych obrażeń. Kolejną próbę zakończyłam już z nogami zawiniętymi w precel, ale w końcu po dłuższych próbach zaklikało. Jak się okazuje, jazda na takim obiekcie, ale przede wszystkim na takim rowerze to zupełnie inna para kaloszy i ma niewiele wspólnego z rowami, na których poruszamy się na co dzień.
W końcu przyszedł czas próby dla Kuby. Ten gładko ruszył, podobnie, jak ja zrobił kilka kółek po płaskiej części toru, a już za moment wykręcał rundy praktycznie na samej górze. Nie miał najmniejszych problemów by pokonywać nachylenia toru, szczególnie na wspomnianych wcześniej wirażach. Wykręcał coraz to szybsze okrążenia i widać było, że dobrze się bawi. Widocznie we wcześniejszym wcieleniu był właśnie kolarzem torowym, albo minął się z powołaniem. W efekcie wyjeździł cały czas do końca rezerwacji, ale jakoś za bardzo nad tym nie ubolewałam. 😉
Arena Pruszków - 14 kwietnia 2010
Podsumowanie
Mimo, że mój debiut nie był może najwyższych lotów to uważam, że kolarstwo torowe coś w sobie ma. Bardzo się cieszę, że mieliśmy okazję wybrać się na Welodrom w Pruszkowie i spróbować właśnie tej odmiany kolarstwa. Wyjątkowość tych wrażeń potęguje fakt, że nad obiektem wisi od dłuższego czasu widmo licytacji z powodu ogromnego długu wobec wykonawcy i trudno przewidzieć jego dalsze losy. Nie wiadomo tak naprawdę, do kiedy obiekt będzie dostępny dla kolarzy amatorów. Dlatego tym bardziej zachęcam Was do skorzystania z tej okazji póki jeszcze jest. I teraz najważniejsze. Tak jak gokarty nie są tylko dla kierowców bolidów, tak samo jazda na ostrym kole po torze nie jest tylko dla kolarskich prosów. Może to być naprawdę fajna alternatywa do standardowych rozrywek również dla kolarzy od święta, jeśli lubicie trochę adrenaliny.
Obserwując relacje z zawodów TV wydaje się, że jest to bardzo emocjonujący sport. Tor na żywo robi ogromne wrażenie, można sobie wyobrazić, jak to jest ścigać się na hali pełnej widzów. Na pewno jednak warto spróbować się przekonać, na czym ten sport polega. Zawsze to nowe doświadczenie w naszym kolarskim CV. Poza tym ustawki na torze mogą być świetną alternatywą do kręcenia na trenażerze czy rowerze stacjonarnym, gdy aura nie sprzyja jazdom na świeżym powietrzu. Ja sama liczę na to, że nadarzy się jeszcze okazja by ponownie zmierzyć się z kolarstwem torowym i zatrzeć pierwsze wrażenia. A kto wie, może odnajdę na dobre piękno i sens w minimalizmie ostrego koła. 🙂