Dziś będzie długo, sorry. Starałam się krócej, ale wyszło jak zwykle. No ale ciężko się pisze o takich traskach w kilku słowach. Dlatego przygotujcie sobie kubek albo najlepiej kubełek dobrej kawy i wio, do lektury. 🙂
Mowa oczywiście o trasach rowerowych na granicy Polski i Czech kryjących się pod tajemniczo brzmiącą nazwą “Singltrek pod Smrkem”. Dlaczego dotarliśmy tu tak późno czyli w sierpniu 2019? Nie mam bladego pojęcia. I choć pewnie nigdy nie znajdę odpowiedzi na to pytanie to jedno wiem na pewno. Wrócimy tu prędzej niż nam się wydaje. I chętnie powiem Wam dlaczego, ale nie obędzie się bez słowa wstępu.
Pomysł na wyprawę
Wszystko zaczęło się od tego, że dzięki Kuby rodzicom, którzy zabrali nasze córy nad morze mieliśmy zapewnione kilka dni urlopu we dwoje. Chcieliśmy za wszelką cenę spędzić go na rowerach. Rozważaliśmy różne opcje w tym przejazd fragmentem szlaku rowerowego EuroVelo z Kopenhagi do Berlina, albo pętlę wokół jeziora Balaton na Węgrzech. Ja myślałam przez moment o odwiedzeniu naszych rodzimych tras GreenVelo. Ostatecznie, o dziwo, wbrew wszelkim prawom natury, stanęło jednak na Kuby pomyśle, który zakładał właśnie objazd wszystkich tras Singltreka. I jestem mu za to mega wdzięczna. 🙂
Singltrek pod Smrkem — co to takiego?
Zanim jednak zapadła decyzja i zanim Kuba przystąpił do misji namówienia mnie na ten wyjazd, zdoktoryzował się z Singltreka przekopując się przez czeluści internetu. Nie jest bowiem wcale łatwo uzyskać informacje o tych ścieżkach. Oficjalna strona jest tylko w języku czeskim, a każda próba zmiany języka kończy się fiaskiem. Na szczęście kilka osób, które same miały możliwość odwiedzić to miejsce podzieliły się swoimi wrażeniami na blogach.
Okazuje się, że projekt powstania ścieżek Singltreka jest stosunkowo młody, początkowo realizowany wspólnie przez Polskę i Czechy, później przez każde państwo na własną rękę. Pierwsze trasy powstały w 2010, obecnie liczą ok. 90km. Poprowadzone są na pętlach lub odcinkach o czterech stopniach trudności: czarnym, czerwonym, niebieskim i zielonym, gdzie czarny oznacza trasy najtrudniejsze, a zielony - najłatwiejsze.
Przy trasach są przestronne parkingi, gdzie spokojnie można zostawić auto, część z nich jest płatna, ale na szczęście również po stronie czeskiej można płacić złotówkami. Oprócz tego do dyspozycji rowerzystów pozostają wypożyczalnie rowerów, sklepy z akcesoriami rowerowymi, oraz bary, w których można się posilić naprawdę wykwintnymi przekąskami i napić wybornego czeskiego piwa. 🙂
Okoliczne miejscowości oferują szeroki wachlarz baz noclegowych począwszy od kwater prywatnych, przez pensjonaty i apartamenty, a skończywszy na 5* hotelach. My postanowiliśmy zatrzymać się w Świeradowie Zdrój, jednej z bardziej popularnych miejscówek po stronie polskiej w pobliżu Singletreka i stąd podbijaliśmy kolejne ścieżki przez 3 dni.
Pętla I: Rapicky Okruch — Asfaltovy Traverz — Okolo Medence — Hejnicki Hreben — Libverdska Strana — Ludvikovsky Traverz — Novometska Strana
Po bardzo ubogim sezonie kolarskim byliśmy wygłodniali wrażeń i pewnie dlatego na pierwszy ogień poszła najdłuższa i teoretycznie najtrudniejsza pętla po stronie czeskiej składająca się z tras czerwonych i czarnych. Teoretycznie bo jak się okazuje stopnie trudności są ustalone nieco na wyrost.
Naszą bazę wypadową zrobiliśmy sobie na parkingu obok wypożyczalni “U Kyselky”. I z czystej ciekawości postanowiliśmy sprawdzić, jaki sprzęt można tam dostać. Ku naszemu zaskoczeniu rowery oferowane w tej wypożyczalni to naprawdę same rarytasy, właściwie w 100% treki, fulle, modele tegoroczne ze średniej półki, wręcz krzyczą: “Wypożycz mnie” — przynajmniej miałam takie wrażenie. 🙂 Koszt wypożyczenia takiego roweru na 1 dzień to 30EUR. Można się spierać czy to dużo czy nie, niemniej zdecydowanie nie ma tu lipy, a oferowany sprzęt dzielą lata świetlne od tego, który możemy zastać w wypożyczalniach w nadmorskich kurortach za 30PLN dniówki.
“No dobra, w końcu nie przyjechaliśmy to zwiedzać tylko jeździć.” Z tą myślą po krótkich przygotowaniach na parkingu ruszyliśmy na szlaki Singletreka. Pierwszy fragment to kilka kilometrów ścieżką czerwoną Rapicky Okruch. Jest to bardzo fajna trasa jak na początek, nie jest ona szczególnie wymagająca, ale oddaje doskonale charakter całego Singletreka. Twarda, wyprofilowana nawierzchnia miejscami pokryta korzeniami, bez GRAMA piachu, doskonale oznakowana, wiodąca w jednym kierunku bez zbędnych rozjazdów, na której nie sposób zabłądzić. W miejscu skrzyżowania z innymi ścieżkami zawsze jest mapa, na której łatwo można się zorientować, gdzie jesteśmy i obrać dalszy cel podróży. Już te kilka kilometrów sprawiło, że jarałam cię niczym lampy po wymianie w solarium i nie mogłam się doczekać kolejnych odcinków.
Singltrek pod Smrkem — sierpień 2019
Dlatego bez zbędnej zwłoki zdecydowaliśmy się kontynuować jazdę Asfaltovym Trawerzem, na którym można się naprawdę solidnie ujechać. Fragment liczący 0,7 km o nachyleniu 11% pokonaliśmy w ponad 6 minut. Dżizus jak te minuty się dłużyły, jakby każda trwała dwa razy dłużej niż normalnie. Na górze dobrą chwilę zajęło mi bym nie dyszała jak Lord Vader z Gwiezdnych Wojen. 😉 W końcu ruszyliśmy na czarny fragment Około Medence. Tu dla urozmaicenia pojawiły się kałuże i jest to ponoć charakterystyczne dla tej trasy. Pierwsze omijałam z gracją bokiem, ale w końcu uznałam, że nie po to ludzie wydają miliony monet na błotne SPA, żebym ja teraz rezygnowała z wersji za friko skoro jest na wyciągnięcie koła. 🙂 W końcu po przejechaniu kawałka trasy czerwonej dotarliśmy do Hubertki, która oferuje różnego rodzaju przysmaki dla wygłodniałych kolarzy w tym kanapki ze smalcem, kiełbaski z grilla i placek z jagodami, który miał mi jeszcze zawrócić w głowie. Pamiętajcie, że tu zapłacicie tylko gotówką, płatności kartą nie są akceptowane.
Wreszcie przyszedł czas na Hejnicki Hreben. Mimo przejechanych już kilkunastu kilometrów dopadła mnie na tym odcinku prawdziwa trema, jakoś nie mogłam zaskoczyć, o co w tej trasie chodzi i cały czas wyhamowywałam swoją niepewność ściskając ręki na klamkach do czasu aż ręce totalnie mi zdrętwiały. I paradoksalnie nic lepszego nie mogło mnie spotkać, odkąd przestałam starać się kontrolować rower i na siłę sama dyktować mu tor jazdy, ten zaczął sunąć po trasie jak po sznurku, a adrenalina i prędkość zrobiły swoje. To był zdecydowanie najlepszy fragment trasy, świetnie wyprofilowany, z licznymi zakrętami, podjazdami, które za moment przechodziły w długie, płynne zjazdy, momentami nieco bardziej wymagające.
Singltrek pod Smrkem — sierpień 2019
W końcu dotarliśmy ponownie do Hubertki i po napełnieniu bidonów ruszyliśmy w drogę powrotną do naszego parkingu by zakończyć pierwszy dzień przejazdu z bilansem 35km i 680 m przewyższeń. Trasa wiodła szlakiem czerwonym. Podróż umilał nam szum wody z Libverdskiego potoku, który przypominał o zachowaniu czujności na poprowadzonych nad nim drewnianych, często mokrych i śliskich jak diabli kładkach, o czym miałam się przekonać następnego dnia…
Pętla II: Zajęcznik — Nad Czerniawą
Drugi dzień spędziliśmy po stronie polskiej objeżdżając dwie trasy czyli Zajęcznik i pętlę wokół Czerniawskiej Kopy. Na obie trasy można dostać się z parkingu przy ulicy Strażackiej. Warto pamiętać, że niestety poza parkingiem nie ma tu żadnego miejsca by usiąść i coś zjeść albo uzupełnić bidony, można to na szczęście zrobić na trasie Nad Czerniawą.
My akurat na pierwszy ogień obraliśmy sobie trasę czerwoną, a na deser zostawiliśmy sobie czarną. Po poprzednim dniu poprzeczka była ustawiona bardzo wysoko, dlatego pierwsze kilometry na Zajęczniku trochę rozczarowały. Mimo, że poprowadzone po dość długim zjeździe to jednak luźna nawierzchnia w postaci osuwających się kamieni spod kół szczególnie na zakrętach odbierała fun z jazdy. Na szczęście reszta trasy była już przygotowana w porządku. W dużej części składała się z interwałów i na każdą chwilę przyjemnego lecz krótkiego zjazdu trzeba było sobie zapracować pokonując odpowiednio długi podjazd. Po raz kolejny mogliśmy się przekonać, że kolory tras są dosyć umowne. Dla mnie osobiście Zajęcznik wydał się bardziej wymagający niż pokonany dzień wcześniej Hejnicki Hreben, ale jak się okazuje ilu rowerzystów tyle opinii. Podczas przejazdu zamieniliśmy bowiem kilka słów z innymi osobami i każdy wymienił inną trasę jako najtrudniejszą.
Singltrek pod Smrkem — sierpień 2019
Wśród nich pojawiła się pętla Nad Czerniawą, na którą właśnie zmierzaliśmy. I faktycznie, w tym przypadku przyporządkowanie koloru czarnego było jak najbardziej trafne. Trasa z wymagającymi podjazdami pełnymi wąskich agrawek i bardzo zróżnicowaną nawierzchnią w tym ostrymi kamieniami i śliskimi korzeniami na zjazdach. Do tego wiele wąskich zakrętów, w które trzeba się dobrze złożyć, uskoki i fragmenty tras poprowadzone przy samym zboczu Czerniawskiej Kopy. I choć widoki na trasie naprawdę malownicze to trzeba być czujnym jak ważka bo wiadomo — zło jak to zło zwykle napierdziela znienacka. Mi nie udało się go uniknąć i podczas przejazdu krętym, drewnianym mostkiem nad Czarnym Potokiem uślizgnęło mi się koło i zawisłam na barierce. Na szczęście obyło się bez lądowania z telemarkiem w zimnej wodzie. Niemniej po opłakanym stanie barierki wnioskuję, że było więcej takich “śmiałków”, jak ja i kto wie, może dostali lepsze noty za lot. 😉 Tak jak wspomniałam, na trasie można złapać chwilę oddechu i uzupełnić węgle oraz płyny w bidonach w bardzo przytulnej...wielkiej beczce czyli restauracji Obri Sud.
Kolejny bardzo udany dzień na Singltreku, podczas którego pokonaliśmy ponad 30km i 540m przewyższeń. Na samo wspomnienie przejechanych kilometrów mieliśmy oboje z Kubą permanentnego banana na twarzy. Tym bardziej cieszył fakt, że kolejny dzień i kolejne trasy wciąż przed nami.
Singltrek pod Smrkem — sierpień 2019
Pętla III: Nastupni — Hrebenac — Obora
Po dwóch dość intensywnych dniach przyszedł czas na zwiedzenie lżejszych tras odpowiednio w kolorach zielonym, niebieskim i czerwonym. W tym dniu postanowił dołączyć do nas Kuby brat więc ruszyliśmy na pętlę niczym trójka Drombo z kultowego serialu Jataman w poszukiwaniu kamienia Dokuro. 😉 Tego dnia wystartowaliśmy z parkingu (opłata za pozostawienie auta na cały dzień to 20zł), usytuowanego przy Centrum Singltrek, czyli punktu, który uchodzi za oficjalne biuro Singltreka. Znajduje się tu restauracja, w której można zjeść naprawdę mega pyszne jedzonko oraz sklep, w którym kupicie wszystko, co tylko z branży rowerowej począwszy od strojów kolarskich przez części i akcesoria rowerowe, a skończywszy na całych rowerach. Tutaj bez problemu zapłacicie kartą. Dodatkowo jest tu wypożyczalnia rowerów i kemping, a wszystko to położone nad malutkim jeziorem otoczonym górami, w którym można znaleźć ukojenie po ciężkim dniu harówy na trasach.
Ten dzień rozpoczęliśmy od trasy zielonej, Nastupni, która jest jedynym dwukierunkowym odcinkiem Singltreka poza łącznikami między pętlami. Prosta szeroka trasa, na której spotkaliśmy wiele rodzin z dziećmi, co cieszyło nasze oczy. Sami bowiem stwierdziliśmy już po pierwszym dniu, że na pewno wrócimy tu kiedyś z naszymi córkami. Z Nastupni wylecieliśmy wprost na Hrebenac, niebieski odcinek, który zgodnie z przyporządkowanym kolorem był stosunkowo łatwy, bez większych niespodzianek. Dość szybko uporaliśmy się również z czerwoną Oborą. po około godzinie jazdy byliśmy z powrotem w Centrum Singltrek i w związku z lekkim niedosytem postanowiliśmy powtórzyć kilka fragmentów z pierwszego dnia, czyli Rapicky Okruch i Okolo Medence. Była to najlepsza decyzja w życiu bo załapałam się jeszcze na placek drożdżowy z jagodami w Centrum u Kyselki, który był po prostu epicki, a w wersji podwójnej smakował jeszcze lepiej. Generalnie, dla mnie stała się to pozycja obowiązkowa w tym miejscu. I bynajmniej nie miałam żadnych wyrzutów sumienia, wręcz uznałam na koniec, że po przejechaniu 38km i 580m przewyższeń te dwa placki mi się po prostu należały. 😉
Singltrek pod Smrkem — sierpień 2019
Podsumowanie
Po przejechaniu wszystkich odcinków Singltreka mogę śmiało stwierdzić, że trasy te są przygotowane znakomicie i pod każdy profil kolarza. Spokojnie mogą tu przyjeżdżać rodziny z dziećmi by zaszczepiać rowerowego bakcyla u najmłodszych jak i ci, którzy chcą szlifować technikę. Całość wyjazdu idealnie podsumował Kuby brat w drodze do domu stwierdzając: “Dżizas, jak ta jazda po ścieżkach rowerowych w mieście będzie teraz nudna.” Dlatego jeśli faktycznie chcecie wzbogacić swoje kolarskie doświadczenia i nie macie pomysłu na jakiś przedłużony weekend to pakujcie sprzęt do auta albo i nawet nie pakujcie tylko wpadajcie na Singltrek, bierzcie fulla z wypożyczalni i dajcie się ponieść mieszance endorfin z adrenaliną np. do Obory czy na Zajęcznik, albo od razu wbijajcie na placek u Kyselky. 😉