Tak dziś sobie wstałam, w okienko spojrzałam i pomyślałam:
"Jak niedziela to tylko do puszczy, do puszczy..."
Ot taka przeróbka retailowego szlagieru mi wyszła. Bardzo jestem ciekawa, czy udało wam się przeczytać ten kawałek bez nucenia. 😉 No dobra, jak już sobie tak pomyślałam i ponuciłam to zarzuciłam strój kolarski w postaci pięciu warstw na grzbiet, czyli ubrałam się na tak zwaną cebulkę. Życie to jest jednak niesprawiedliwie, każdy się wzrusza i lituje nad taką cebulą zanosząc się żewnymi łzami, a czy kiedykolwiek ktoś zapłakał nad losem kolarza w zimie? Jeszcze nie daj Boże jak przyciśnie na trasie, a ty wybrałeś do stylówy spodnie na szelkach żeby po nerach w mrozie nie ciągnęło. Na tych i podobnych przemyśleniach minęła mi trasa do Budy, gdzie obraliśmy sobie, wraz z niepowtarzalną ekipą w postaci Pati, Dżastin i Michała, nasz punkt startu na przedświąteczną przejażdżkę.
Po wstępnym ogarnięciu siebie i rowerów byliśmy już prawie gotowi do jazdy, gdy raptem Michał stwierdził, że jeszcze chwila bo 0,9 mu nie starczy. Jak Dżastin słusznie zauważyła, na naszej wigilii rowerowej było po 0,5 na głowę i nikt się nie skarżył. Jednak te jednostki miary to różnicę robią, a litry z barami startu nie mają. Po dopompowaniu koła do satysfakcjonujących 1,4 bara Michał oznajmił, że możemy ruszać.
Tradycyjnie już przez pierwsze 500 metrów trwała licytacja, kto w jakiej cienkiej formie jest. Ja bo dawno nie jeździłam, Michał bo wczoraj zrobił mocny trening, Pati bo wigilia pracowa i przerabianie owych wspomnianych litrów. Ale niedługo trzeba było czekać by wszystkie wymówki ulotniły się niczym zapasy trenażerów w sklepach na jesieni i rozpoczęła się wojna podjazdowa. Najpierw wyciął Michał, jak dzik w żołędzie i tyleśmy go widziały. Na szczęście poczekał na nas na skrzyżowaniu bo ja i Pati to przecież murowane pretendentki do tytułu "nieogar terenowy". Ja to jak do lokalnej Biedry na zakupy idę to więcej kilometrów nabiję niż Robert Korzeniowski w swojej karierze bo nie mogę zapamiętać, co gdzie stoi. A Michał się dziwi, że ja nie mogę topografii Puszczy spamiętać. Swoją drogą, ja to myślę, że te panie, które towar w tej Biedrze rozkładają wyczuły moją słabość i tak mi na złość robią przestawiając go co i rusz z miejsca na miejsce. 😉 Na szczęście Michał zawiadował grupą i żadnych zaginionych nie zgłaszaliśmy.
Kampinoski Park Narodowy - 19 grudnia 2021
Potem pałeczkę przejęła Pati. Kurde jeśli ona tak jeździ po śledziku to ja chyba muszę sobie wbić w kalendarz wydarzenie cykliczne "Wigilia pracowa". Czy to górki, czy zjazdy, cięła jak wściekła. Ja miałam swoje momenty, ale co zaczęło żreć to zdychało jeszcze szybciej. Tylko Dżastin pozostała wierna swoim ideałom i trzymała równe tempo nie wdając się w nasze przepychanki na czubie. Ostatecznie po odhaczeniu kilku kampinoskich klasyków w tym Ławskiej Góry, skrótu Cygana, czy singla do Wierszy zakończyliśmy naszą przebieżkę po ponad 30km na liczniku. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie na rozstanie i... No właśnie, jakby to powiedzieć widocznie nie przez przypadek mam alergię na koty. Kariery na catwalku to ja na bank bym nie zrobiła. Zresztą w fotomodellingu raczej też nie. Widocznie jak rozdawali skilla gracji i prezencji, to ja stałam w kolejce po... Kuźwa po co ja wtedy stałam? Może jeszcze kiedyś sobie przypomnę. A póki co łączcie się w bólu z moimi ukochanymi fotografami. 😉
Kampinoski Park Narodowy - 19 grudnia 2021
Ten dzień to również dzień niesamowitych spotkań. Mówią, że świat jest mały, to co dopiero powiedzieć o Puszczy Kampinoskiej. Dlatego nic dziwnego, że najpierw spotkałam w niej kumpla z liceum, którego nie widziałam na oczy jakieś 20 lat - o jeżuniu to już tyle! A potem jeszcze Prezesa z Rafałem z naszego Crazy teamu. I tu uwaga! O chwilę skupienia proszę. Otóż Prezes zapowiedział, że w tym roku też będziemy kręcić serducho dla WOŚP. O tym jak było fajnie i dlaczego warto dołączyć przeczytacie tutaj - Link. A póki co stej tjund, na pewno dam znać, jak tylko będzie wiadomo, kiedy i skąd startujemy.