Wciąż mam do podzielenia się z Wami wiele historii, ale trudno przemilczeć te, które piszą się na bieżąco. Będą pewnie nieco krótsze i będą przeplatać się z regularnymi tekstami, dlatego postanowiłam, że będę je publikować pod hasłem „Na skróty”.
Tyle słowem wstępu. Przechodząc do sedna dziś wybraliśmy się z Kubą na kolejną już przejażdżkę po Kampinoskim Parku Narodowym. Co jakiś czas dają nam taką możliwość Kuby rodzice, którzy w czasie naszej nieobecności opiekują się dziewczynkami, za co jesteśmy im mega wdzięczni. Umówiliśmy się z Darkiem, prezesem naszego klubu rowerowego Crazy Racing Team i o godz. 10.30 ruszyliśmy spod jego domu w Starych Babicach. Nie pytajcie, jaką trasą jechaliśmy bo tradycyjnie kompletnie nie ogarniałam, gdzie jesteśmy i dokąd zmierzamy no poza punktem startowym i końcowym. Niestety nie stanęłam we właściwej kolejce, gdy rozdawano umiejętność orientacji w terenie. Moim zadaniem jest jechać to jadę, a resztę pozostawiam chłopakom. Dla zainteresowanych załączam mapkę przejazdu.
To co z kolei pamiętam to to, że trasa była super. Darek z innymi chłopakami z drużyny jeżdżą nią co jakiś czas i urozmaicają ją, jak tylko się da odcinkami singlowymi. I trzeba przyznać, że odrobili zadanie domowe na piątkę. Trasa, którą dziś pokonaliśmy to właściwie w 75% same single, do tego kilka bardzo fajnych górek z korzeniami, na których można było się zdrowo zmęczyć. Po ostatnich wichurach na trasie pojawiło się wiele zwalonych drzew, na szczęście zazwyczaj można było je objechać. Tylko niekiedy trzeba było zejść z roweru i je obejść. Nie, nie próbujemy już przez nie skakać. Po dwóch OTB (over the bar, czyli upadek po przeleceniu przez kierownicę) i jednym złamanym obojczyku, uznaliśmy, że kilka kroków nas nie zbawi.
Kilkukrotnie przekonałam się już, że podczas przejażdżek po KPN’ie nigdy nie jest nudno. Dziś nie chciało być inaczej. Na ok. 20 kilometrze podczas przejazdu chciałoby się rzec po gałązce uślizgnęło mi się koło i zaliczyłam krótki lot koszący. Chłopaki już mieli swoje okazje do latania podczas innych przejazdów więc dziś ewidentnie przypadała moja kolej. Szczęście w nieszczęściu po lądowaniu „oczom mym ukazał się las” i nie był to “las krzyży” cytując klasyka. 😉
Kampinowski Park Narodowy - 16 lutego 2020
Szybko się otrzepałam i ruszyliśmy dalej. Nauka jest krótka. Pamiętajcie, by omijać szerokim łukiem drzewa z ciemno zielonym nalotem. Są obecnie śliskie jak lód. I choć mój upadek nie był tak spektakularny, jak wspomniane wywrotki chłopaków to i tak najadłam się trochę strachu. Na szczęście dalsza część przejażdżki przebiegła nam bez większych przygód. Ostatecznie przejechaliśmy prawie 40 km. Wyszła nam całkiem przyzwoita pętelka.
Wprawdzie miało być krócej, a wyjdzie jak zwykle. 😉 Nie sposób jednak nie wspomnieć o naszej wycieczce do KPN’u sprzed tygodnia. Wtedy też nie było nudno, ale niestety z innego powodu. Tym razem ruszyliśmy z drugiej strony puszczy w Granicy. Zgodnie z planem robiliśmy pętlę żółtym i czerwonym szlakiem w stronę Famułek Królewskich by następnie asfaltowym odcinkiem i zielonym szlakiem wrócić do punktu startu. Wszystko szło zgodnie z planem właśnie do wspomnianego asfaltu, wzdłuż którego ktoś nie do końca myślący postanowił wypalać trawy na polu i kompletnie stracił nad tym kontrolę. Zadzwoniliśmy po straż pożarną i czekaliśmy do ich przyjazdu.
Famułki Brochowskie - 9 lutego 2020
W końcu ruszyliśmy w dalszą drogę, ale przez stratę czasu na całą akcję ratunkową musieliśmy skrócić naszą przejażdżkę. Jednak poczucie, że zrobiliśmy coś w służbie naturze zrekompensowało niedosyt kilometrów. Ostatecznie zrobiliśmy nieco ponad 30 km.
Każdy wyjazd do KPN’u jest na swój sposób wyjątkowy i z pewnością jeszcze nie raz napiszę o naszych przygodach z tras puszczy.