Heloł, forma, gdzieś ty się zarazo schowała??? Weź nie rób scen i wracaj do mnie bo bez ciebie to tak jak bez ręki, a właściwie nogi, a właściwie obu nóg bo nie chce im się pedałować. Wiem, że bardzo cię zaniedbałam na urlopie, ale obiecuję, że już teraz będę o ciebie bardzo dbać. 😉
Niestety, ostatnimi czasy okazji do jazd było jak na lekarstwo więc moja forma postanowiła dać mi lekcję i chyba znalazła nowego właściciela. Perspektywa nieuchronnie zbliżającego się kampa z nikim innym, jak z samą Ministrą Kolarstwa i nie gdzie indziej, jak w Bukowinie Tatrzańskiej na gościnnych występach u Kasi Solus-Miśkowicz były wystarczającą mobilizacją by rozpocząć poszukiwania mojej zaginionej formy na szeroką skalę. Jak zawsze mogłam liczyć na wsparcie moich kochanych kolarskich przyjaciółek.
I tak we wtorek ruszyłam z Pati by obadać teren w okolicach Starych Babic i Borzęcina, czy gdzieś jej tam nie ma. Mimo prognoz przepowiadających armagedon tradycyjnie już pogoda okazała się bardziej łaskawa niż meteorolodzy i przez ponad 2,5 h jazdy cieszyłyśmy się słońcem i 25 stopniami ciepła. Po drodze mijałyśmy wiele różnych grupek kolarskich, które podobnie jak my postanowiły uzupełnić węgle i bidony pod sklepem w Zaborowie. Niestety nikt z tam zgromadzonych nie widział mojej formy. Myślałam, że skuszę ją bananem, które zawsze tak lubiła, ale niestety nie tym razem. Mimo wszystko po powrocie na Bemowo z 60 km na liczniku wróciłam pełna nadziei, że jeszcze ją znajdę.
Drugą próbę podjęłam w czwartek, a podczas poszukiwań po raz kolejny towarzyszyła mi Pati. To jest złota dziewczyna, mówię Wam. Podobnie jak we wtorek zrobiłyśmy sobie podobną pętlę przez Umiastów, Stare Babice i Laski z tą różnicą, że wystartowałyśmy i finiszowałyśmy w Zaborowie koło Leszna. Po drodze zrobiłyśmy sobie przerwę na jagodziankę. Miałam nadzieję, że jej zapach przywoła moją formę, ale niestety po raz kolejny 60 km przejechany, a po formie ani widu ani słychu.
W akcie desperacji postanowiłam podzielić się moją historią na Instagramie, obiecując nagrodę dla szczęśliwego znalazcy i słuchajcie to był strzał w dziesiątkę. Telefony się rozdzwoniły i dostałam kilka konkretnych wskazówek, gdzie ją ostatnio widziano. W niedzielę ruszyłam na kolejne poszukiwania już w nieco lepszym nastroju, bowiem czułam podskórnie, że to jest ten dzień. Tym razem zdecydowałam się na solo ride, nie miałam zbyt wiele czasu do dyspozycji, więc odpuściłam ministerialną ustawkę wokół Kampinosu i obrałam kierunek na Żelazową Wolę. Pokonywałam kolejne kilometry i nic, po formie ani śladu, za to krów od metra. Nie wiem czemu, ale strasznie lubię te zwierzęta, z resztą osobiście uważam, że nigdzie nie ma takich pięknych krów, jak w Polsce. Białe w czarne łaty, wyglądają mega. Nawet krowa Milka nie ma w sobie tyle uroku co one, nie sądzicie?
No dobra, ale my tu nie o tym. Powiem wam, że już powoli naprawdę traciłam wszelką nadzieję, gdy na 20 km przed domem coś na mnie wpadło. Matko kochana, mało się z roweru nie spierniczyłam. Nie wiedziałam, co się dzieje, a tu forma krzyczy, że wreszcie mnie znalazła i że tęskniła. Zatrzymałam się by sobie z nią co nieco wyjaśnić i już miałam ją opierdzielić, że mnie zostawiła na pastwę losu, a ta mi mówi, że się zgubiła na Islandii podczas urlopu, a potem się spóźniła na samolot i generalnie samo pasmo nieszczęść po drodze ją spotkało. No więc już biedaczce odpuściłam morały. Za to w ciszy i spokoju ruszyłyśmy już porządnym tempem do domu i powiem wam była to już zupełnie inna jazda. Banan od ucha do ucha, szum wiatru we włosach i te nogi, które z radochą naciskały na pedały. Gdy wróciłam do domu licznik pokazał 60 km.
Ostatecznie po trzech trasach liczących 60 km (zupełnie, jak trzy sześćdziesiątki w dart'ach), udało mi się znaleźć moją zgubę. Z tego miejsca pragnę podziękować wszystkim zaangażowanym w poszukiwania mojej formy i uroczyście ogłosić, że się odnalazła. 😉 Na kogo jak na kogo, ale na brać kolarską zawsze można liczyć.
Tak miło czyta się te twoje teksty pełne humoru. Powiem, że rozglądałem się za formą, ale nie mogłem ci pomóc, nigdzie jej nie widziałem. Pozdrawiam i całuję.