Za nami kolejny Tłusty Czwartek, a to oznacza, że jak co roku podjęłam próbę pobicia swojego rekordu w zjedzeniu jak największej liczby pączków. Niestety mimo dużego wsparcia Rafała i Sławka, którzy trzymali tempo i podobnie, jak ja pochłaniali kolejne sztuki z biurowej kuchni mój licznik stanął w tym roku na 8 sztukach. I choć w dniu konsumpcji zabawa jest przednia to zwykle z czasem pojawiają się lekkie wyrzuty sumienia. Jedyną niezawodną metodą by je zagłuszyć jest oczywiście spalenie zjedzonych pączków na rowerze i to właśnie dziś uczyniłam.
Podobnie jak przed tygodniem wybraliśmy się na przejażdżkę do Puszczy Kampinoskiej. Niby plan był inny, wstępnie chcieliśmy pojechać drugą edycję zimowej Mazovii w Mrozach. Niestety prognozy pogody skutecznie nas odstraszyły i wybraliśmy rundkę po KPN’ie z samego rana.
Tym razem ruszyliśmy na trasę całkiem zacną ekipą bo aż w sześć osób. Stawkę rozprowadzali właściwie cały czas Filip z Kubą nadając bardzo mocne tempo na swoich “przełajówkach”. Mocne tempo to oczywiście rzecz względna. Gdy ja walczyłam na tyłach o każdy oddech oni w najlepsze jechali sobie spacerkiem i wymieniali się spostrzeżeniami na temat sprzętu, co jakiś czas oglądając się do tyłu by sprawdzić, czy reszta ekipy jeszcze żyje. Na szczęście nauczona doświadczeniem wiem, jak to działa. Człowiek ujedzie się wprawdzie po pachy, ale na końcu i tak cieszy się jak dziecko. Tym razem było podobnie tym bardziej, że pogoda naprawdę okazała się łaskawa i warunki do jazdy były dziś po prostu idealne, a deszcz dopadł nas dopiero podczas montowania rowerów na bagażniku w samochodzie.
Kampinoski Park Narodowy - 23 lutego 2020
Tradycyjnie na trasie nie obyło się bez kilku przygód. Przejazd zakończyliśmy bilansem dwóch upadków, jednego trafionego napędu i jednego zerwanego łańcucha. Ostatecznie liczniki wskazały 43 km i 240 m przewyższeń. Po takim treningu można z czystym sumieniem zacząć odliczać dni do kolejnego Tłustego Czwartku. 😉