Za tydzień 30sty finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, a jak co roku (czyli, że od zeszłego roku) wykręciliśmy z najlepszą rowerowo-orkiestrową ekipą epickie serducho właśnie dla Orkiestry. I choć poranek nie wróżył nic dobrego to jak w najlepszych bajkach na zakończenie doczekacie się "...i żyli długo i szczęśliwie." 🙂 Ale nie zdradzajmy za dużo i nie uprzedzajmy faktów, sami zobaczcie jak to dziś było.
To miał być piękny dzień. Cieszyłam się jak pies, który dostał kość, a z ekscytacji obgryzłam paznokcie po same łokcie. W końcu dziś jedziemy serducho. Dodatkowo była to moja pierwsza jazda po dłuższej przerwie więc czułam ewidentnie, że szatan mną miota. Ale coś szło za gładko, a to jak wiadomo, może oznaczać tylko jedno - że ZUUOOO pierdyknie znienacka. Niestety, wspomniany poranek, jak cały początek tego roku okazał się prawdziwą zakałą i postanowił mi wbić szpilę w postaci niespakowania butów do jazdy, o czym neurony i dendryty zaczęły krzyczeć w mojej mózgownicy dopiero w połowie drogi na ustawkę. Wiem, wiem, są i tacy, co SPD-y w cranki wepną, ale ja postanowiłam grzecznie zawrócić i dotrzeć na miejsce zbiórki na polanie w Lipkowie w stylu klasycznym czyli spóźniona. Na szczęście na miejscu okazało się, że Prezes wciąż jeszcze nie wygłosił orędzia do narodu, tfu, odprawy przed dzisiejszą jazdą, więc miałam chwilę by się ogarnąć i przygotować do jazdy. Podobnie jak przed rokiem do pokonania była pętla w postaci serducha wytyczona po kilku kampinoskich klasykach. Po ustaleniu kilku technicznych kwestii byliśmy praktycznie gotowi do jazdy. Zostało jeszcze tylko najważniejsze, czyli oczywiście pamiątkowe zdjęcie. Próbowałam nas na szybko policzyć i z grubego wyszło mi, że dziś stawiło się na ustawce prawie 40 osób. Frekwencja super biorąc pod uwagę, że to prawie dwa razy tyle co przed rokiem. I do tego tyle znajomych twarzy w tym Prezes Darek, Pati, Dżastin, Danusia, Kufel, Konrad, Kazik, Górnik, Wojtek, ekipa Grupetto i wiele innych osób, które mam nadzieję, wybaczą mi, że jeszcze ich z imienia tak dobrze nie pamiętam, ale postaram się ową wiedzę uzupełnić. 😉
No dobra, komu w drogę temu... lód pod koło. Ok, może nie był to warun zeszłoroczny, kiedy to prawie każdy uczestnik postanowił chwilę odpocząć i znienacka przejść płynnie z jazdy do leżenia na drodze. Byli tacy, którzy oddawali się tej przyjemności co i rusz. Szanse na przejechanie serducha bez gleby były wtedy mniej więcej takie, jak zagięcie rogu strony podczas czytania książki na Kindle'u. Dziś na szczęście upadki były sporadyczne, choć zaczęły się dość szybko. Właściwie już na pierwszych metrach mieliśmy pierwszy taki przypadek. Myślałam, że może kolega jeszcze chciał złapać szybką drzemkę bo nie dospał po sobotnich baletach, ale zebrał się raz dwa i kontynuował z nami jazdę.
Tradycyjnie już ruszyliśmy w stronę Izabelina, przez Laski i dalej w kierunku Spółkowej Góry. Czub wystrzelił jak kurs franka w "czarny czwartek" w 2015 i tyleśmy ich widzieli. Ale nie nie, trzeba oddać chłopakom, że dzielnie czekali na całą resztę na punktach kontrolnych podanych w czasie odprawy. To co jest chyba najbardziej megaśne w tej serduchowej ustawce to fakt, że mimo różnego poziomu jazdy staramy się trzymać na tyle, na ile to możliwe razem. Jak się okazało Prezes zamówił na dziś pogodę sztos, jak nic ma chody u tego na górze. Puszcza, śnieg i pełna lampa czyli najlepszy mix. W pewnym momencie było mi tak gorąco, że schudłam chyba z 5 kg. Taaa, chciałabym! 😉 W końcu dotarliśmy do Sierakowa, by zrobić krótką przerwę na kolejne słitfocie i małe przegrupowania przed dalszą jazdą w stronę Palmir i dalej Zaborowa Leśnego. I tu znów panowie z czuba przystanęli. Widziałam kątem oka, że niektórzy zaczęli już nawet strugać patyki na kiełbaski tylko cholera na wydarzeniu zapomnieliśmy wspomnieć, że dziś jako prowiant bierzemy podwawelską i chleb, a nie batony energetyczne i banany. Łups! 😉 W końcu po kilku ciekawych pogawędkach, szybkich singlach (Marcin i Kufel dzięki wielkie za koło) i pojedynczych wywrotkach, nasz kolorowy WOŚP-owy orszak zameldował się z powrotem w Lipkowie. A tu czekała na mnie miła niespodzianka, w postaci moich dwóch przecudnych gwiazd, które koniecznie chciały zdjęcie z ciocią Pati i ciocią Dżastin.
Kampinoski Park Narodowy - 23 stycznia 2022
II serducho dla Orkiestry przeszło już do historii. Zgodnie z umową uprasza się wszystkich startujących o uiszczenie symbolicznej opłaty startowej w postaci 3 banknotów Mieszka I. W przeciwnym razie ich facjata zostanie wyfotoszopowana ze zdjęcia grupowego. 😉 A jeśli wam nie udało się być dziś z nami to pamiętajcie, że wciąż nic straconego. Jeśli chcecie wykręcić takie piękne serducho to łapcie gpx'a ze śladem tu - Link. No i oczywiście mam nadzieję, że za rok będziecie kręcić już razem z nami.
Monisiu twój język cały czas się doskonali, jestem pod wrażeniem tego tekstu. Porównania zwroty no coś niesamowitego, a cel wielki pomóc drugiemu, jestem pod wrażeniem.